Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/374

Ta strona została przepisana.

— Co przez to rozumiesz? — zapytał Szedid.
— Że gdzie niema śladu, tamtędy nie mógł biec żaden wielbłąd. jeżeli więc w żadnym kierunku nie można tego było odkryć, jasnem jest, że Bakwkwara wcale jeszcze nie uciekł, lecz schował się gdzieś w pobliżu razem z Hazidem Sicharem i wielbłądami. Przyznasz sam, że to człek wielce przebiegły, bo odważył się nawet rzucić podejrzenie na świętość dwu Senussów, a to dlatego, ponieważ byli dla niego niebezpieczni. Wymyślona przezeń bajka jest najlepszym dowodem jego dyabelskiej przebiegłości.
— O, prawda!
— A widzisz. Przezornym, jak wyrafinowany złodziej, musiał on być i potem, bo pomyślał sobie zapewne, że moglibyśmy odnaleźć jego ślady i gonić go. Wolał więc zaczekać, aż się oddalimy, i wtedy będzie bezpieczny.
— Allah akbar! Nie myślałem o tem. Hej, ludzie! Przeszukajcie wszystkie krzaki het aż do końca z jednej i drugiej strony! — rozkazywał Szedid.
Zaczynało mi być już... gorąco. Bardzo łatwo bowiem mogli nas zauważyć, przeszukując nadwodne krzaki i zarośla. A że słyszeliśmy już dosyć, czego nam było potrzeba, zawinęliśmy z powrotem pocichu, o ile tylko było możliwe. Sprawa to nie łatwa! Trzeba bowiem było wiosłować w leżącej postawie, a pływająca wyspa, nasiąknięta już dosyć wodą, nie poruszała się z taką szybkością, jak gładka łódź. Odpłynąwszy spory kawał, odetchnęliśmy, gdyż teraz nie łatwo mogli nas zauważyć, bo na wodzie było więcej podobnych wysepek, a zresztą zasłaniała nas trzcina, rosnąca wysoko przy brzegu. Ludzie tymczasem przeszukiwali krzaki i zarośla po obu stronach jeziora i to dosyć szczegółowo. Wiedziałem, że nie spoczną, dopóki nie przejdą aż do samego końca, ale żadnej nie było obawy. Byli przecie rozprószeni na całym niemal terenie nadbrzeżnym i spostrzec nas mogła zaledwie jedna z nich partya. Gdyby więc ci trzej lub