Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/378

Ta strona została przepisana.

niezaadresowane listy, które wręczył mi jego brat w Sijut, i rzekłem:
— Te dwa listy przyniósł mi Ben Wazak do pałacu baszy w Sijut i prosił, abym je otwarł po przybyciu do Chartumu.
— Dlaczego mówisz mi o tem, skoro one są twoją własnością? — rzekł Hazid Sichar, przypatrując się listom. — Schowaj je z powrotem i otworzysz je, gdy będziesz w Chartumie!
— Jabym wolał, żebyś je ty otwarł i to teraz. Wówczas byłem pewny, zarówno jak i twój brat, że pojadę prosto do Chartumu, niestety, losy zapędziły mnie do kraju Fessarów i sporo już upłynęło czasu od owej chwili. Kto wie, jak ważne wiadomości zawierać mogą te listy. Sądzę więc, że należałoby je otworzyć teraz.
— Więc je otwórz!
— Nie ja, lecz ty. Przecie nie jestem jeszcze w Chartumie.
— A no, skoro tak nalegasz — otworzę.
I otwarł je, a przebiegłszy szybko ich treść, spojrzał na mnie wilgotnemi od łez oczyma i zapytał:
— Znałeś mego brata przedtem jeszcze, nim przybyłeś do Maabdah?
— Nie!
— I to uczynił dla mnie mój brat!... Sądziłem, że o mnie zapomniał zupełnie, gdy tymczasem te listy świadczą zupełnie o czem innem, i może nawet nie wiesz, jak wielką jest ich wartość. Zawierają one przekazy do jednego z banków w Chartumie na bardzo wysoką sumę... Otóż brat mój, jak się przekonuję z tego, postanowił za wszelką cenę odszukać mnie i nie wahał się nawet oddać tobie, obcemu zupełnie człowiekowi, tak drogocennych listów! Widocznie uważa cię za człowieka godnego zaufania, mimo nawet że jesteś chrześcijaninem. Co jednak byłbyś uczynił z tak wielką sumą pieniędzy?
— Tobie oddał, skoro tylko byłbym cię odszukał.