Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/379

Ta strona została przepisana.

Schowaj więc te przekazy, bo to twoja własność! Zdaje mi się, że pozostaniemy razem aż do czasu, gdy się zobaczysz ze swoim bratem. Gdybym więc kiedy potrzebował koniecznie pieniędzy, poprosiłbym cię o pożyczkę.
— No, dobrze, zatrzymam papiery pod tym warunkiem, ale... gdzie je schowam, skoro nie mam wcale kieszeni?
Skarga ta była zupełnie słuszna. Ów bogaty człowiek nie miał nietylko kieszeni, ale żadnego wogóle ubrania oprócz przepaski na biodrach i to zniszczonej już niemal zupełnie.
— Będziesz miał zaraz kieszenie — odrzekłem. — Bakwkwara jest tego samego wzrostu, co i ty. Zamienicie więc ze sobą ubrania.
— Ani się waż! — wtrącił Bakwkwara — jestem wolnym Ben Arabem i nie mogę chodzić nago.
— Eh, co tam! Przedtem Hazid Sichar był jeńcem i chodził nago, a ty byłeś wolny i nosiłeś ubranie, teraz ty jesteś jeńcem, a on jest wolny, z czego wynika jasno, że musisz być gołym, a on ubranym.
— Ja się na to nie zgadzam!
— Ben Nil, wytnijno kij, który będzie zaraz potrzebny!
— Śmiałbyś mnie bić? — krzyknął Bakwkwara — Mnie? Kto cię do tego upoważnił?
— Wicekról. Jestem tu zastępcą reisa effendiny, ale nawet gdyby i nie to, uczyniłbym tak, jakby mi się samemu podobało. Jesteś wspólnikiem mego śmiertelnego wroga, który godzi natarczywie na moje życie. Sam zresztą usiłowałeś wczoraj wieczór usposobić dla nas wrogo Takalów. Pytam więc własnemi twemi słowami: kto cię do tego upoważnił? jakiem prawem to czyniłeś? Otóż powiem ci, że zarówno ty, jak i ja, moglibyśmy się kierować tu prawem silniejszego, obyczajem pustyni i stepu. Radzę ci więc, jeżeli ci są miłe własne stopy, oddaj ubranie dobrowolnie! Zresztą ofiarowałem ci nawet wolność pod pewnymi warunkami, ale nawet słyszeć o tem nie chciałeś, wobec czego