Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/380

Ta strona została przepisana.

samemu sobie zawdzięczasz to, co cię ma spotkać, a sądzę, że na wszelki wypadek, nie będzie to wielka dla ciebie przyjemność. Dawaj ubranie!
Gdy Ben Nil chciał zdjąć zeń haik, bronił się wszelkiemi siłami, wobec czego nie należało żartować z opornym. Położyliśmy go na ziemi plecyma do góry, ugięli nogi w kolanach i przywiązali je do drzewa, poczem Hazid Sichar siadł mu na grzbiecie, a Ben Nil wyciął z krzaka pręt grubości palca i rozpoczął egzekucyę. Ledwie jednak padły dwa uderzenia, Ben Bakwkwara począł krzyczeć w niebogłosy i błagać o litość, przyrzekając bezwzględne posłuszeństwo.
— A widzisz, — ozwałem się, — trzeba ci było tego? Wolny Arab nie przywykł do plag cielesnych i dlatego są one dla niego okropnością.
Odwiązaliśmy go i wymiana ubrania odbyła się bez żadnej przeszkody, poczem zaczęliśmy się przygotowywać do marszu. Dla nas było wody dość jeszcze w zapasie, a tylko napełniliśmy wory dla wielbłądów i niebawem opuściliśmy to miejsce, gdzie tyle zdarzyło się ważnych wypadków w ciągu nocy i to wypadków dla mnie najzupełniej szczęśliwych, jeśli weźmiemy na uwagę chociażby jedno odnalezienie zaginionego Hazida Sichara.
Jak poprzednio wspominałem, Takalowie nie powinni byli wpaść na nasze tropy. Z tej przyczyny udaliśmy się teraz ich drogą, aby wiedzieć później, którędy ich ominąć. Po niespełna pół godziny drogi zauważyliśmy drugie ślady, pozostawione niezawodnie przez owe istoty, które przedtem nawet rozróżnić było trudno.
— Coby to było? — zapytał Ben Nil. — Odciski tak drobne... A zobacz, tropy połączyły się teraz.
Zsiadłem z wielbłąda i kazałem uczynić to samo Ben Nilowi, aby nauczyć go... czytać ze śladów na pustyni. Nauka taka mogła mieć dla niego wielką wartość w przyszłości. Ja poznałem wszystko odrazu, mimoto rzekłem do niego: