w tych okolicach. Wiemy zatem więcej, niż przypuszczałeś, a o resztę troszczyć się nie mamy powodu, przynajmniej nie obchodzi nas to, skąd oni jadą, lecz ostatecznie kwestya, dokąd oni jadą, mogłaby nas zainteresować i mam nadzieję, że dowiemy się o tem, bo znajdują się przecie przed nami. No, a teraz naprzód!
Prowadziliśmy wielbłądy za uzdy, podczas gdy tamci dwaj pozostali na siodłach. Tropy dżelabich łączyły się od tego miejsca z tropami Takalów, lecz po pewnym czasie zauważyliśmy szeroko wydeptane miejsce, a dalej znowu ciągnęły się tropy wązkiem pasmem, jak poprzednio.
— Tu nastąpiło spotkanie — objaśniłem. — Takalowie zatrzymali się w celu pozdrowienia i wypytania dżelabów, a co między nimi zaszło, może zdołam odczytać ze znajdujących się tu śladów.
Zdawało mi się mianowicie, jakoby tylko część Takalów się zatrzymała, a reszta nie. Począłem tedy liczyć ślady zwierząt, między którymi nie brakło także i ludzkich.
— Otóż, słuchajcie! Tu zatrzymało się tylko pięciu Takalów, Rozmawiali oni dłuższy czas z dżeląbami, którzy pozsiadali byli ze swych osłów, poczem pojechali już razem za poprzednimi. Przystanek więc miał na celu wzajemne poznanie się obcych podróżnych.
— A jak sądzisz, czy Takalowie nie obeszli się wrogo z dżelabami? — zapytał Ben Nil.
— Do tej chwili nie zauważyłem ani jednego znaku, któryby świadczył o czemś podobnem, że jednak Takalowie nieszczególnie dobrze są usposobieni, handlarze ci muszą się mieć na baczności, chociażby tylko z tego powodu, jeżeli już nie z wielu innych. Chodźmy pieszo jeszcze kawałek!
Ledwie jednak postąpiłem kilka kroków naprzód, krzyknął Ben Nil, wyciągając ramię:
— Patrz, efiendi, tam na lewo od tropów siedzi hyena! — A tu obok leżą na piasku dwie inne — dodał Hazid Sichar.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/382
Ta strona została przepisana.