Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/383

Ta strona została przepisana.

Przyłożyłem rękę prostopadle do czoła, aby lepiej widzieć i, domyślając się nieszczęścia, krzyknąłem:
— Toż to nie hyeny, lecz ludzie! Czyżby Takalowie napadli na handlarzy? Chodźmy tam prędko!
Pospieszyliśmy prawie biegiem naprzód, podczas gdy obaj jeźdźcy jechali tylko krokiem. Ów człowiek, którego Ben Nil uważał za hyenę, był obrócony do nas plecyma. Siedział w ten sposób, że łokcie oparł na kolanach, a głowę schował w dłonie, nic więc dziwnego, że mój towarzysz mógł go wziąć za hyenę. Dopiero, gdy usłyszał odgłos naszych kroków, odwrócił głowę i próbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Ponieważ Bakwkwara był na samym przodzie, więc człowiek ów jego właśnie tak mocno się przestraszył i dopiero po chwili mógł wydobyć z siebie przeraźliwy głos:
— Jestem zgubiony! Toż to Amr el Makaszef, szejk Bakwkwarów!
Nazwisko to obiło się już nieraz o moje uszy. Nosił je dowódca Bakwkwarów, słynący z gwałtownego i wielce wojowniczego usposobienia. Wówczas odgrywał on swoją rolę tylko w szczupłych granicach swego kraju, ale później dał się poznać daleko poza nim. Był krewnym Mahdiego, a dnia 6. kwietnia 1882 mudir Sennaaru wysłał do wicegubernatora depeszę następującej treści: „Szejk Bakwkwarów Amr el Makaszef, kuzyn Mahdiego, zbliża się do mego miasta na czele wielu uzbrojonych Bakwkwarów z zamiarem zajęcia go na rzecz Mahdiego. Proszę o natychmiastową pomoc." Człowiek ów zatem był moim jeńcem. Dziwiło mnie to, że naczelnik szczepu poniżył się do tego stopnia, iż przyjął na siebie rolę posłańca. Jego stosunek więc do Ibn Asla opierał się niezawodnie na poważniejszych podstawach, a nie wynikał tylko ze zwykłej znajomości. Domysł ten znalazł potwierdzenie w jego odpowiedzi, gdyż skoro usłyszał słowa nieznajomego, odparł z oburzeniem: