Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/387

Ta strona została przepisana.

Z tych samych powodów nie zabrali wam żadnych innych rzeczy, bo oneby ich zdradziły wobec tamtych i musieliby sie dzielić. Gdyby nie to, byliby wam zabrali wszystko do jednej nitki, a tak przynajmniej masz ubranie na sobie, no i osły są również niedaleko, bo je tylko odpędzili kawałek od tego miejsca.
— Ale dlaczego nie zostawili ich tutaj? Poco zadali sobie aż tyle trudu, by je zapędzić tak daleko, skądby ich widzieć nie można? Z prostej przezorności i trud ich nie był tak zbyteczny, jak ci się wydaje. Wszyscy trzej leżeliście na ziemi i nikt nie mógł odkryć, waszej obecności zdaleka. Gdyby jednak osły były zostały koło was, wówczas przejeżdżający przypadkowo ludzie zobaczyliby je i natrafili przez to na ślad zbrodni. Ty wprawdzie nie należysz jeszcze do umarłych, ale byłbyś zginął niezawodnie, gdybyśmy cię byli nie znaleźli. A stało się to właśnie dzięki tej okoliczności, że śledziliśmy w pewnym celu tropy Takalów.
— No, ale co teraz, panie? Możebyśmy ścigali morderców... Pragnę bowiem zemścić się na nich i odebrać im zabrany łup.
— Otrzymasz ów up, przyrzekam ci to, ale w tym celu nie jest konieczne ściganie karawany i może nawet walka orężna. Bo zresztą czy sądzisz, że byłbyś zdolny do tej walki, bedąć dosyć poturbowanym? Niema o czem mówić Odszukam osły i wtedy możesz się przyłączyć do nas.
— Dokąd jedziecie?
— Mówiłem ci, że do Faszody. Tak samo i Takatowie tam dażą, a mając ludzi pieszych, przybędą o wiele później niż my. Będziemy więc mieli czas przygotować policye i schwytać ich wszystkich zaraz na wstępie.
Idąc następnie za śladami nie dłużej nad kwadrans, spostrzegłem trzy zwierzęta, leżące na piasku blizko koło siebie. Wszystkie miały na grzbietach siodła. Wsiadłem na jednego osła, aby prędzej wrócić, dwa