Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/388

Ta strona została przepisana.

pozostałe biegły za mną dobrowolnie bez zachęcania ich ku temu z mej strony.
Teraz trzeba było oddać ostatnią posługę pomordowanym. Wykopaliśmy więc, o ile było możliwe, głęboki dół i pogrzebali ciała. Następnie usadowiliśmy na wielbłądzie, który dźwigał tylko worki z wodą, rannego kupca i ruszyliśmy w drogę. Osły, nieobładowane wcale, biegły za nami.
Do Faszody mieliśmy około trzydziestu mil geograficznych. Drogę tę mogłem odbyć z Ben Nilem w dwu dniach, ale w obecnych warunkach było to niemożliwe. Hazid-Sichar był przez dłuższy czas więziony w podziemiach kopalnianych i wycieńczony przez to o tyle, że szybka jazda na wielbłądzie nie była dla niego tak łatwą, jak sobie wyobrażał. Do chodu pieszo miał dość zahartowane członki, ale kołysanie się na wielbłądzie nużyło go ogromnie. Handlarz zaś zmieniał ustawicznie okłady na głowie i stękał, bo każdy krok zwierzęcia sprawiał mu ból, wobec czego trzeba było jechać o ile możności pomału i to już wcale nie za tropami Takalów, lecz w znacznem okrążeniu na wschód. Trzeciego dnia wyprzedziliśmy ich mimoto, a czwartego rano stanęli koło Faszody, która, nawiasem mówiąc, na miasto wcale nie wygląda i jest taką sobie zwykłą wielką wsią, ale ze względu na obwiedzione murem budynki rządowe, koszary i rezydencyę mudira przedstawia się na zewnątrz nienajgorzej. Wrażenie to jednak znika, skoro się tylko wejdzie do środka. Na murach obwodowych ustawione są armaty, a nocą pełnią wartę liczni żołnierze, co ze względu na wojowniczo usposobionych Szyluków wcale nie jest zbyteczne.
Naokoło budynków rządowych stoją liczne nędzne domki i tak zwane tukuły, wzniesione na podmurowaniu z cegieł, gdyż z powodu olbrzymich spustoszeń, jakie przedtem wyrządzały liczne pożary, rząd zakazał bardzo surowo budowania nędznych chat ze słomy. Tukuły te są zamieszkane częścią przez Szyluków,