Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/396

Ta strona została przepisana.

ja się nigdy o nic nie targuję, lecz płacę rzetelnie i zaraz. Każdy piaster to jeden raz. Skoro drab otrzymał pięćdziesiąt takich razów, uciekł, pozostawiwszy mi towary, i krzyczał głośno, że mu znakomicie zapłaciłem. Możesz więc palić, effendi, i rozkoszować się wonnym dymem, bo z ciebie dyabelnie dzielny zuch i przypuszczam, że reis effendina, poznawszy cię, był tobą zachwycony. Wy chrześcijanie nie jesteście tak bardzo źli i zaczynam wierzyć, że reis uznał w tobie przyjaciela. Jestem mudirem i, na Allaha, to niecobądź, mimoto proszę cię o przebaczenie za zbyt szorstkie obejście się z tobą. Nie myśl jednak, że poniżam się aż do tego stopnia zadarmo. Musisz mi wzamian przyrzec jedną rzecz...
— Ba, ale czy będę w możności uczynienia temu zadość?...
— Założyłbym się, że wiesz, o co idzie...
— W tym wypadku... tak...
Uścisnął mi obie ręce i zawołał z radością:
— Hamdulillah! Idzie tu o razy, ale nie o pięćset, lecz pięć tysięcy! Słuchaj, effendi, musisz złapać Ibn Asla, lecz nie dla reisa efiendiny, tylko... dla mnie!...
— Dobrze!
— I tego grubego Turka, który się nazywa Murad Nassyr.
— Pięknie!
—I muzabira z kochanym mokkademem świętej Kadiriny.
— Niech będzie...
— Dziękuję ci, serdecznie, dziękuję! Toż dopiero będzie uroczystość, jakiej Faszoda jeszcze nie widziała. Wszystkich każę powiesić, ale naprzód każdy musi otrzymać należne mu... pięćset w podeszwy, nawet siostra Turka, na Allaha i ona także!...
— Mudirze, to przecie kobieta i coś podobnego byłoby przestępstwem...
— Wszystko mi jedno. Poco chciała poślubić łowcę niewolników, Ibn Asla?
— No, żeby sama chciała, o tem i mowy niema.