Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/400

Ta strona została przepisana.

bogatego człowieka, więc i ubiór mój musi być jak najprostszy.
— Życzeniu twemu stanie się zadość. Ale co poczną ci ludzie, podczas twojej nieobecności?
— Będą oczekiwali mego powrotu.
— Poco? Czyż nie lepiej, żeby się udali do mnie? Wieczorem nikt ich nie zobaczy. A ty prosto od arnauty udasz się do mego domu, zgoda?
— No dobrze, ale kim jesteśmy i co zamierzamy, musi to pozostać głęboką tajemnicą. Udaję przecie łowcę niewolników i jako taki nie mogę zamieszkać w twoim domu.
— Uwaga ta nie wytrzymuje krytyki, effendi. Przedewszystkiem zajmujemy się arnautą, z którym zapewne uporasz się jeszcze dzisiaj, poczem nie byłoby najmniejszego powodu, dla którego miałbyś się ukrywać poza miastem. Nie! Będziesz mieszkał u mnie i cieszę się tem bardzo, bo mam bardzo wiele z tobą do pomówienia i chciałbym się od ciebie dowiedzieć o stosunkach i urządzeniach tam na Zachodzie i nie pozwolę więc, abyś sterczał w lesie jak zapowietrzony. Masz zresztą jeńca, tego psa Bakwkwarę, przy sobie. Poco ci więc kłopotać się nim, skoro twoi towarzysze mogą mi go przyprowadzić. Zamknę go i, skoro tylko powrócisz od arnauty, zrobię ci tę przyjemność i wymierzę mu w twojej obecności pierwszą setkę.
— Rób jak chcesz, mudirze, ty jesteś tu panem! Ale w jaki sposób dostaniemy się przez wodę?
— Z zapadnięciem zmroku postawię na brzegu dwu zaufanych służących. Jednemu oddacie wielbłądy, które on zaprowadzi do pewnego Szyluka, drugi zaś przewiezie was w łódce do miasta i wskaże drogę do mego domu. Po twoim powrocie od arnauty omówimy wszystko szczegółowo, a teraz spieszno mi, bo musisz wiedzieć, że wyszedłem z domu potajemnie i w przebraniu i ludzie moi mogą się zaniepokoić o mnie.
— No dobrze, ale jeszcze muszę ci przypomnieć „Takalów. Czy zechcesz zająć się nimi?