Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/401

Ta strona została przepisana.

— Allah! I ty jeszcze o to pytasz? Rozumie się, że chwycę wszystkich. Jeńców puszczę na wolność, a resztę ukarzę, pięciu morderców nawet zasądzę na śmierć. A nie zapomnij, że kążdy z nich otrzyma swoje pięćset i oblicz sobie, ile tego będzie razem... Podobnego gaudium Faszoda jeszcze nie widziała. Co to za przykład będzie miał z tego cały Sudan egipski! Zachwyt ogarnie wszystkich uczciwych ludzi, a groza łotrów i drabów! Tobie, effendi, zawdzięczać będę tę sławę, bo sam nigdy na coś podobnego byłbym się nie zdobył. Kiedy, twojem zdaniem, Takalowie tu nadciągną?
— Nie prędzej, jak pojutrze, ale wówczas należy się ich spodziewać każdej godziny.
— Dobrze, przyjmę ich, jak na to zasłużyli, a ten ich przyjaciel zakosztuje jeszcze wcześniej bastonady i niech wyje, ale tak głośno, żeby aż w Kahirze słyszano i tam w górze u Emina baszy!
Wstał, kopnął szejka potężnie, poczem odszedł z Hazidem Sicharem, ale po chwili wrócił jeszcze i rzekł:
— Nie biorę papierosów, abyś ty miał co palić. Papierośnicę zatrzymaj sobie na pamiątkę naszego pierwszego spotkania i niech cię Allah strzeże aż do zobaczenia się ze mną wieczorem!
Dałem połowę papierosów Ben Nilowi i obaj siedzieliśmy dłuższy czas w milczeniu, paląc i rozkoszując się wonnym dymem. Przedsięwzięcie, do którego się zobewiązałem, wydało mi się teraz po odejściu mudira o wiele straszniejsze, niż przedtem. Począłem nawet żałować, że się na coś podobnego odważyłem, ale niestety — stało się. Bakwkwara przewracał się z boku na bok, bo mudir kopnął go nie na żarty i bolało go to widocznie. Jeżeli żywił nadzieję, że będą go oszczędzać ze względu na godność szejka, jaką reprezentował, to po tem kopnięciu nie mógł się już łudzić i był pewny pięciuset kijów i to nie odrazu, lecz na tygodniowć raty! Można sobie wyobrazić ból,