spotkałem pewien noker z Diakin, który zmierza do Chartumu i właśnie przysiadłem się.
— Kiedy przybyłeś tutaj?
— Zaraz po zachodzie słońca.
— Szczególne! Byłem dłuższy czas na rzece powyżej miasta i nie zauważyłem żadnego nokeru.
— Nie chciano mnie tu wpuścić — rzekłem żywo, aby go zagadać — i musiałem czekać całe trzy godziny.
— Widocznie jesteś głodny, skoro się skarżysz. Dostaniesz jeść i potem będziesz mi opowiadał o seribie.
Kazał mi usiąść i wyszedł. Wolałbym był, żeby mi był kazał odejść. Dowiedziałem się bowiem, że on zna wachmistrza i seribę, a z tego wynika, że i Ibn Asl nie jest mu obcy. Ba, ale czy można było odejść? Bez jego pozwolenia i wiedzy wyjście było wykluczone. Rad nierad, musiałem się pogodzić z losem i czekać, co przyniesie każda następna chwila.
Jego ostatnie słowa: „Dostaniesz jeść i będziesz opowiadał o seribie* nie wróżyły dla mnie nic dobrego. Co prawda, samo jedzenie nie wzbudzało we mnie żadnego niepokoju, ale owo opowiadanie!....
Co ja mogłem wiedzieć o seribie? Szejk Bakwkwarów chciał wprawdzie opisać mi ją, ale nie pozwoliłem mu na to. Zresztą, gdyby nawet był to uczynił, to jeszcze nie możnaby się wyplątać, jeżeli sangak zechce oczywiście zadać tysiące pytań. Dobrze opowiedzieć mógł tylko ten, kto tam był osobiście.
Po chwili wrócił sangak, trzymając w ustach zapaloną fajkę. Za nim wszedł arnauta, niosąc na desce olbrzymią kość, na której tu i ówdzie zauważyć można było strzępy mięsa. Były to resztki uda wołowego i wyglądały, jakby psy żarły się o każdy kęs. Arnauta położył deskę na środku pokoju i odszedł, a sangak rozkazał mi:
— Siadaj i jedz!
Co do zajęcia miejsca, to mogłem go posłuchać, ale druga część rozkazu była prawie nie do wykonania, Mimo wszystko próbowałem zabrać się do tego
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/410
Ta strona została przepisana.