Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/416

Ta strona została przepisana.

— Tak — wtrąciłem. — Ibn Asl miał poobcinać mi ręce i nogi i zechce uczynić to teraz, ale do tego jeszcze daleko. Ty zaś, sangaku, nie potrzebujesz mnie biczować w celu wydobycia ze mnie tajemnicy, bo ci ją wyjawię dobrowolnie. Oto przyszedłem do ciebie z ostrzeżeniem przed Ibn Aslem i jego ludźmi.
— Z jakiem ostrzeżeniem? Zwaryowałeś chyba!... — odparł szyderczo.
— W takim razie zwaryował i mudir, który wysłał mnie do ciebie.
— Mudir! To kłamstwo!
— Zapytaj Ben Nila. Mieszkamy u mudira i on mnie posłał, abym się rozmówił z tobą o Ibn Aslu.
Wiadomość ta przeraziła go.
— Psie, powiedz prawdę! — rozkazał Ben Nilowi. — Gdzie mieszkacie?
— U mudira.
— Mówił o mnie?
— Tak jest.
— Zmówiliście się obaj i kłamiecie!
— Myśl, co ci się podoba, ale ja do rzędu moich czynów, które poprzednio wyliczyłeś, dodam jeszcze niektóre. Dowiesz się od Ibn Asla, że on wysłał na pustynię dowódcę Bakwkwarów el Makaszefa, którego ja schwytałem i oddałem w ręce mudira. Działo się to bezpośrednio, nim do ciebie przybyłem. Szejk więc siedzi teraz pod kluczem i otrzyma swoje sławne „pięćset“, jeżeli oczywiście nie spotka go los o wiele gorszy.
— Człowieku, jakie ty szkody nam wyrządzasz! Jabym cię starł na proch!
— Odechce ci się tego, ponieważ mudir każe cię natychmiast aresztować, skoro tylko nie powrócę do niego przed północą. Możesz być tego pewny.
— Nie wierz mu, to kłamstwo, by się wykręcić — zauważył mokkadem.
— Dowiem się za parę minut o wszystkiem — odrzekł sangak i wyszedł na chwilę, a powróciwszy