Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/420

Ta strona została przepisana.

Słowa te świadczyły, że Murad Nassyr nie należał do ludzi przezornych, ani nawet do mądrych, bo wygadał się w mojej obecności, że Ibn Asl werbuje ludzi u Dinków. Teraz dopiero zwrócił się do mnie Murad Nassyr i wycedził przez zęby:
— Przypominasz sobie, psie, kto jestem? Sięga pamięć twoja aż tak daleko?
A nie otrzymawszy odpowiedzi, mówił dalej zjadliwym tonem:
— Przypomnij sobie Korosko i słowa, które tam do ciebie wyrzekłem.
I znowu nie odpowiedziałem, co go jeszcze więcej gniewać zaczęło, mówił więc:
— Groziłem ci wówczas: Jeżeli cię kiedykolwiek spotkam, to cię zetrę na miazgę! I spotkanie to nastąpiło obecnie, z czego wynika, że powinieneś przygotować się na śmierć. Jesteś zgubiony, i jakakolwiek litość względem ciebie z naszej strony jest stanowczo wykluczona.
Zdawało mu się, że groźba aż do tego stopnia posunięta zmusi mnie do mówienia, lecz się pomylił. Zgniewało go to okropnie, krzyknął więc, doprowadzony do ostateczności:
— Otworzysz usta, czy nie, ty... ty... zabłocona ropucho? A może straciłeś mowę ze strachu?
Na to roześmiałem się głośno i odrzekłem:
— Może ze strachu przed tobą? Cha, cha, cha! a to doskonałe! Mój kochany grubasie, nie daj się wyśmiać. Ciebie nie może się obawiać żaden wogóle człowiek, a już najmniej ja. Pilawę[1] z owczym ogonem potrafisz zjeść, ale ponadto jesteś do niczego.
— Będziesz jeszcze dowcipkował, psie jakiś? Toż ja gotów jestem podwoić ci męczarnie!

— Daj mi pokój. Wyglądasz z swemi groźbami tak głupio, że naprawdę trudno się powstrzymać od śmiechu. Znasz mię tak długo, bo począwszy od

  1. Ulubiona na Wschodzie potrawa z ryżu i baraniny.