Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/423

Ta strona została przepisana.

— Gdzież jest twoja pani?
— Na pokładzie; zagadała umyślnie brata i wyciągnęła go aż tam, ażebym mogła rozmówić się z tobą.
— A jeżeli on wróci niespodzianie i zobaczy, co tu robisz?
— O, nie. Już ona go tam zatrzyma aż do chwili, gdy jej dam znak, że spełniłam swoje zadanie.
— Dobrze, przynieś mi ostry nóż, a żywo!
W parę sekund później podała mi żądany nóż, którego jednak nie mogłem wziąć, bo ręce miałem związane.
— To jeszcze nie dosyć, moja kochana. Chcesz się przysłużyć należycie swej pani, to przyjdź tu i rozetnij mi powrozy na rękach.;
— Allah! Tego się nie spodziewałam! Żądasz ode mnie rzeczy nad moje siły. No, ale odważę się na wszystko, chociaż ręce mi drżą okropnie... Jesteś dobroczyńcą mej pani i nie mogę ci odmówić pomocy.
Istotnie ręce jej drżały mocno, gdy przecinała powróz. Wziąłem potem nóż od niej i, uścisnąwszy jej rękę, rzekłem:
— Dziękuję ci, Fatmo; jesteś najpoczciwszą ze wszystkich kobiet na świecie, za co Allah ci stokrotnie zapłaci. Czy dużo ludzi znajduje się na pokładzie?
— Dwudziestu kilku. Śpią na brzegu.
— A gdzie są ci, którzy nas przywieźli z Faszody?
— Są razem z naszymi.
— W takim razie łódź ich wisi jeszcze koło okrętu.
— Tak.
— Dziękuję ci, możesz odejść i nie trudź się dawaniem znaku swej pani, bo ona bez tego dowie się za parę minut, że spełniłaś godnie jej polecenia. Prawdopodobnie zobaczymy się jeszcze, i wówczas potrafię ci się odwdzięczyć należycie; teraz nie mogę.
Cofnęła się do drugiego przedziału, a Ben Nil rzekł:
— Co za szczęście, effendi! Miałeś zupełną słusz-