Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/431

Ta strona została przepisana.

ruchem, co myśli o tem wszystkiem. Gdy ukończyłem, milczał dobrą chwilę, a potem ozwał się spokojnie i cicho, a nie, jak oczekiwałem, wśród wybuchu gniewu.
— Gdy oznajmiłeś mi wczoraj, że ten psi syn jest wspólnikiem łowcy niewolników, nie chciało mi się w to wierzyć; ale obecnie dowiodłeś czynem swych słów. Ja go...
Zamilkł nagle i po upływie sporej chwili klasnął w ręce, W izbie pojawił się natychmiast służący, który otrzymał rozkaz:
— Idź do sangaka i poproś go, aby przyszedł do mnie natychmiast, bo sprawa bardzo ważna i nikt o niej dowiedzieć się nie powinien. Staraj się, by rozkaz ten usłyszał sangak sam; możesz w razie potrzeby rzec mu to na ucho. Rozumiesz? Przedtem jeszcze niech tu przyjdzie Abu chabit[1].
Służący wyszedł, a niebawem pojawił się olbrzymi czarny drab, który skrzyżował ręce na piersiach i skłonił się do samej ziemi.
— Będzie coś do roboty — rzekł mudir do niego. — Pewien pies nad psami musi dostać pięćset i potem niech zniknie. Zrozumiałeś?
— A gdzie? — zapytał czarny z dziwnem zadowoleniem na twarzy, albowiem rad był, że zdarza mu sposobność do wykonania swego przyjemnego urzędu.
— Tu — odrzekł mudir, wskazując drzwi za sobą.
„Ojciec kijów" ukłonił się znowu nizko do i wyszedł, nie obracając się wcale, a mudir rzekł do nas:
— Wiesz, dlaczego kazałem przyjść sangakowi potajemnie?
— Bo się boisz jego żołnierzy.
— Allah! Odgadłeś...

— Nic dziwnego. Znam arnautów, których bardzo trudno utrzymać w dyscyplinie. Gdybyś więc pociągnął do odpowiedzialności sangaka, a oni się o tem dowiedzieli, w takim razie mogliby się zbuntować.

  1. Ojciec kijów.