Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/436

Ta strona została przepisana.

i dobroci, przywiązania i wogóle wszelkich przymiotów. I ażebyś mógł poznać, jak zacny skarb ci ofiarowuję, zobaczysz w tej chwili tego anioła nad anioły. Wyjdź, o jedyna, o piękności prawdziwa, i odsłoń twarz, ażeby dzielny sangak arnautów, olśniony blaskiem twych wdzięków i piękności, padł u nóg twoich, jako niewolnik.
Po tych słowach dał znak Ben Nilowi, który wysunął się skromnie naprzód. Sangak zerwał się na równe nogi. Był on żonaty i dlatego wiadomość o darowaniu mu drugiej kobiety zażenowała go trochę, bo właściwie drugiej żony mieć mu nie było wolno. Mimo to patrzał na zawoalowaną postać wielkiemi oczyma i wreszcie rzekł:
— Kobieta! Naprawdę kobieta! Co za niespodzianka! Była już czyją żoną, czy też jest jeszcze panną? Czy pochodzi z rasy czarnej, czy białej?
— Odpowiedz sobie sam na te pytania — odrzekł mudir, wstawszy ze swego miejsca, poczem zerwał zasłonę z twarzy młodzieńca. Wywarło to wrażenie naprawdę szczególne. Sangak mimowoli wydał z siebie okrzyk przerażenia.
— No, i cóż? Podoba ci się? Jesteś zachwycony? — pytał mudir, przybierając taką postawę, aby sangak, rozmawiając z nim, nie zobaczył mnie we drzwiach. Wykorzystałem ten moment i wszedłem do pokoju. Sangak nie odpowiadał nic. Twarz jego przybrała wyraz śmiertelnej trwogi, i zdawało się, jakoby skamieniał na miejscu.
— Jesteś tak zachwycony, że myśli zebrać nie możesz — szydził mudir, — i jeżeli widok jednego tłomoka wywarł na tobie takie wrażenie, to cóż dopiero będzie, gdy zobaczysz zawartość drugiego. Obróć się!
Arnauta uczynił zadość temu żądaniu i — spotkał się oko w oko ze mną.
— Do wszystkich piekieł! — krzyknął. — Graliście ze mną, ale dosyć mam już tego! Szatan niech was połamie wszystkich trzech razem!