Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/439

Ta strona została przepisana.

żliwiło mu wydanie z siebie głosu. Wyniesiono go, a namiestnik zauważył:
— Otrzyma, co mu się należy, a my będziemy świadkami...
— Co do mnie, to zrzekam się — odpowiedziałem. — Nie lubię patrzeć na takie rzeczy...
— Rozumiem. Masz słabe nerwy... Ja jednak, jako urzędnik, nie powinienem mieć nerwów wcale, jeżeli Oczywiście chcę wytrwać w zasadach sprawiedliwości. Nie zmuszam cię więc, i możesz tu pozostać, dopóki nie powrócę,
— Zaczekaj chwilę, mudirze; mam ci jeszcze coś do powiedzenia.
— O? proszę!
— Daj mi oddział asakerów i dobrą łódź. Trzeba bowiem zabrać okręt Ibn Asla, dopóki jeszcze nie zapóźno.
— Nie mam nic przeciwko temu, ale ze względu na arnautów, którzy nie powinni cię tu widzieć, musisz zaczekać parę godzin. Jeżeli bowiem zobaczą cię i postrzegą potem brak swego sangaka, to łatwo mogą się domyślić, że zniknięcie jego stoi w związku z twoim pobytem. Jestem tu od niedawna i nie zdołałem jeszcze uzyskać nad nimi przewagi. Dotąd nie mudir tu rozkazywał, lecz oni. Ale to się musi zmienić. Ja sobie dam z nimi radę, ale nie odrazu.
— Ba, ale ja mogę odpłynąć z wojskiem potajemnie, i oni wcale tego nie zauważą.
— Nie, będzie lepiej, gdy ich wyślę w dół Nilu w celu ściągania podatków, ku czemu wielką zawsze mają ochotę. Zaraz wydam odpowiedni rozkaz.
Wyszedł temi samemi drzwiami, którędy wyniesiono sangaka, a ja stanąłem w drugich. Stał tu jeszcze rybak, trzymając na ręce ubranie Ben Nila. Mój towarzysz wziął je i przebrał się, poczem zasiedliśmy do fajek, oczekując powrotu mudira.
Słyszeliśmy tu całkiem wyraźnie uderzenia mocne i do taktu. Towarzyszyły im jęki, które coraz bardziej