Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/447

Ta strona została przepisana.

— Co za bezczelność!... — krzyczał Szedid. — Mówisz mi o tem wszystkiem, jakby tu chodziło o drobnostkę! — I równocześnie wyciągnął ręce, jakby mię chciał schwytać, ale je zaraz opuścił, tak był zmieszany i zdziwiony mą śmiałością i odwagą.
Ja zaś, nie zważając na to, ciągnąłem dalej:
— To, czego się dowiedziałem od ciebie o sangaku, zgubiło go właśnie, bo na tej podstawie oskarżyłem go przed mudirem. Otrzymał tedy bastonadę i padł nieżywy.
— A więc ty jesteś winien jego śmierci i jeszcze się tem przechwalasz? Toż to należy pomścić odrazu, z miejsca! Ja cię zgniotę na nic tą oto pięścią!
Teraz istotnie chciał się rzucić i ująć mię, lecz uchyliłem się w tył i ostrzegłem go:
— Ani się waż tknąć mnie! Nad Nid en Nil pozornie tylko dałem ci się zwyciężyć; w rzeczywistości jednak ty byłbyś machnął nogami i padł jak długi.
— Teraz jest rzeczywistość, i to zupełna, pokaż mi więc tę sztukę! — krzyknął, rzucając się ku mnie.
— Ben Nil, do mnie! — ozwałem się donośnie, odskakując w bok przed rozgniewanym Takalem, który, nie zważając ani na te słowa, ani na to, co się działo, natarł na mnie gwałtownie, wzrokiem przeszywając mię. Wprawdzie ludzie jego krzyczeli z całych sił, ale widocznie zdawało mu się, że idą mu na pomoc. Zresztą obróciłem się tak, abym ich miał za swemi plecyma. Trwało to chwilę, gdy olbrzym zawadził nogą o jakiś korzeń, co wykorzystałem natychmiast, trącając go tak, że rozciągnął się na ziemi na całą długość. Powstać już nie mógł, bo wpakowałem mu się kolanami na piersi, a Ben Nil przybył właśnie z kilkoma asakerami i związał go.
Pokonany olbrzym drżał z oburzenia; oczy nabiegły mu krwią. Mnie jednego miał ciągle na myśli i krzyczał ochryple:
— Psie jakiś, śmiesz mię wiązać? Śmierć sangaka pomści się na tobie dziesięciokrotnie!