— Kłamiesz! Ty właśnie pozdrowiłeś ich i wypytywałeś, skąd przybywają, dokąd jadą, umyślnie, ażeby karawana się oddaliła. Potem z czterema towarzyszami zamordowałeś handlarzy, i właśnie za to jesteś obecnie aresztowany.
Zwróciłem się następnie do Takalów i rzekłem:
— Wasz dowódca oszukał was, i dlatego powinniście poświadczyć, że istotnie spotkaliście trzech dżelabów. Szedid dowiedział się od nich, że posiadają tibr, złakomił się nań, a was wysłał naprzód, ażebyście nie byli świadkami jego czynu, no, i nie zażądali podziału zdobyczy, Czyż więc postąpił z wami po koleżeńsku? Czyż nie powinien był każdy z was otrzymać swoją cząstkę? Wy wiecie, którzy to z was zostali z Szedidem, i powinniście mi ich wskazać. Ukarani będą tylko ci, którzy zawinili, a reszta może spokojnie powrócić do swojej ojczyzny. Jeżeli jednak będziecie milczeli, to przez to samo staniecie się współwinnymi, i będę zmuszony was zatrzymać.
Szedid próbował unicestwić wrażenie tych moich słów i krzyknął rozkazującym tonem:
— My nie jesteśmy zbrodniarzami, ani rabusiami! Nie zamordowaliśmy żadnych handlarzy i nie mamy żadnego złota przy sobie. Moi ludzie są dzielnymi Takalami i nie poniżą się do tego stopnia, żeby mieli dawać odpowiedź niewiernemu.
Poprzednie moje słowa wywołały wśród Takalów poruszenie i pomruk, i zdawało się, że niewinni oddzielili się od winnych. Ale wskutek rozkazu uspokoili się i nie odrzekli na moje pytanie. Dżelabi, którego uratowałem, był razem z nami na tej wyprawie i aż do tej chwili siedział cicho za krzakiem. Teraz jednak, słysząc, o co idzie wyskoczył i rzekł, wskazując Szedida i czterech innych: — Effendi, poznałem natychmiast wszystkich pięciu.
Przetrząsnęliśmy kieszenie tych, których handlarz nam wskazał, lecz nie znaleźliśmy niczego. Rewizya jednak siodeł na wielbłądach wydała pożądany
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/449
Ta strona została przepisana.