Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/452

Ta strona została przepisana.

są wasze wielbłądy i jego osły. Każę go aresztować, zamknę go... dam pięćset... i muszę mieć złoto! muszę, rozumiesz!?
— Ba, a jeżeli już odjechał...
— To go będę ścigał. A jakże! Zaalarmuję całą załogę...
— A jeżeli i to na nic się nie przyda?
— Nie przyda? A no, to wypędzę cię do stu dyabłów! Zrozumiałeś?
— | uczyniwszy to, otrzymasz złoto?
— Niestety, nie! Ale pozostanie mi tylko... zemsta! Powiadam ci... zemsta!
Zgrzytnął zębami i mrucząc, jak Otello, rozejrzał się, poczem dodał, tupiąc nogami z niecierpliwości i gniewu:
— Mam, mam pięciu morderców. Biada im, jeżeli nie dostanę złota! Odpokutują to straszliwie!
Na szczęście, gniew jego zwrócił się ode mnie na kogo innego, i zresztą wygodniej mógł teraz puścić wodze wściekłości, jaka piefś mu rozsadzała. Ze mną bądź co bądź musiał się liczyć, ale tamci to co innego. Rozkazał więc wszystkich Takalów, winnych, czy niewinnych, strzedz jak najbaczniej i potem rozesłał ludzi na wszystkie strony świata w celu wyszukania dżelabiego. Ja zaś udałem się do przeznaczonego dla mnie pokoju i nie pokazywałem się, aż około wieczora, gdy mię znowu do siebie zawezwał. Do tej pory nie minął gniew jego, bo ozwał się do mnie z gorzkim wyrzutem:
— Przepadł pies! a z nim i pieniądze, które powinny były wpłynąć do kasy rządowej. Nikt nie wie, gdzie się podział. Zabrał swoje osły i znikł, jak kropla wody, która wpadła w morze. Niech go Allah zniszczy na nic! Ja tylko mogę się pocieszyć odszkodowaniem innego rodzaju. Wymknęło mi się z rąk złoto, ale zato dostaną więcej kijów Takalowie, i to rozraduje me serce, uspokoi duszę. Właśnie posłałem po tych drabów i będę ich sądził, a ty musisz być przy tem obecny. Chodź!
Wyprowadził mię na dziedziniec, gdzie zgromadzeni byli wszyscy Takalowie, otoczeni wojskiem. Ben