Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/454

Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ V.
Seribah Aliab.

Jazda pod wodę na Białym Nilu aż po ujście rzeki Sabat jest o tyle ułatwiona, że regularnie każdego dnia o świcie wszczyna się wiatr północny i wieje silnie przez cały dzień, a dopiero wieczorem ustaje, by znowu o świcie rozpocząć „pracę“ nanowo.
Poza ujściem wspomnianego dopływu wiatr ów jest zupełnie bezużyteczny, bo zaczynają się tu liczne zakręty Nilu, wobec czego musi się zmieniać i kierunek żeglugi. Wówczas płynie się pod żaglami tylko na przestrzeni równoległej z kierunkiem wiatru, a przez zakręty, wychylające się z tej linii, trzeba okręt holować zapomocą łodzi wiosłowych i żerdzi do odbijania się, co jest dosyć uciążliwe i pochłania wiele czasu. Jeżeli brzeg jest o tyle suchy, że ludzie mogą przejść tamtędy, to w takim wypadku ciągną okręt na linie; lecz wśród brzegów bagnistych musi załoga przyprządz niejako łodzie do okrętu i, wiosłując z niemałem natężeniem, holować okręt. Niestety, nawet i ten sposób nie da się zastosować na wypadek, gdy okręt napotka na przestrzeń, pokrytą dziką trzciną cukrową, zwaną omm sufah. Posługiwać się można w takiej okoliczności tylko żerdziami. Nieraz trzeba całego dnia pracy, ażeby statek przeprawić przez ławicę tej rośliny. Potem ma się wolną przestrzeń rzeczną na pół godziny żeglugi, i zaczyna się nowa ławica, większa jeszcze od poprzedniej i uciążliwsza. Przyznać więc trzeba, że to ogromnie wyczerpuje i nuży.