Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/455

Ta strona została przepisana.

A do tego dodajmy różnorodność okolic nadbrzeżnych. Tu już nie ten sam Nil, który tam, poniżej, przerzyna piasczystą suchą pustynię i zasila w wilgoć najbliższe okolice o tyle, że mogą tam rosnąć nawet drzewa i całe lasy, ale pozbawione bagnisk. Tu rzeka rozpada się na liczne ramiona, większe lub mniejsze, i rozprzestrzenia się niejako wśród rozległych obszarów bagnistych, po większej części zalesionych bujną roślinnością. Okolice te — to ojczyzna febry. Tu miliardy miliardów komarów, much i owadów wszelakich stanowią nieznośną plagę; tu tysiące krokodylów tarza się w błocie i mule, a konie rzeczne uwijają się po wodzie w wielkiej liczbie; tu wreszcie nie brak wszelakiego gatunku mniejszych i większych zwierząt drapieżnych, zamieszkujących dziewicze prawie lasy i puszcze. Można dzień cały jechać i nie natrafić choćby na jedno „okno na świat". Woda tu prawie nie do użycia. Upolowana zwierzyna cuchnie po dwu godzinach; zapasy żywności również psują się szybko.
Zdawałoby się, że niemożliwem jest, aby tu istniał człowiek, a jednak wiodą tu nędzny żywot całe ludy, zazwyczaj zupełnie jedne od drugich odosobnione, bądź też zmieszane ze sobą, nie tracąc mimoto swoich cech charakterystycznych.
Ludzie ci, mieszkańcy, ale żadną miarą nie panowie czarnej części świata, należą do rasy murzyńskiej rozmaitych odcieni. Tu właśnie łowcy niewolników znajdują wyborny teren do swoich polowań!...
Przybędzie tu biały, zaprzyjaźni się z tym lub owym szczepem murzyńskim, uzyska podstępem lub za marną cenę kawał ziemi i urządza sobie osadę, zwaną seribą. Posiada on oczywiście wiele wiadomości i inteligencyi w stosunku do półdzikich czarnych, a ponadto ma do rozporządzenia dobrą broń. Początkowa jego przyjaźń i uprzejmość zamienia się wnet w surowość. Czarni boją się go, podczas gdy przedtem mieli do niego zaufanie i lubili go nawet.
Teraz ów biały sprowadza więcej białych towa-