Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/457

Ta strona została przepisana.

tygodnie. Zatrzymaliśmy się u ujścia dopływu Rol do Bahr el Dżebel. Mimo rozlicznych przeciwności, mogliśmy być zadowoleni z żeglugi. „Sokół" był bardzo dobrze zbudowany i pruł wybornie gładkie fale rzeki za sprzyjającym wiatrem, a w miejscach mniej dogodnych załoga łatwo dawała sobie z nim radę. Wewnętrzne urządzenie nie należało również do najgorszych, a w każdym razie żaden z tutejszych statków nie mógł równać się z nim pod tym względem. Zapasy żywności zachowały się dobrze; ponadto łowiliśmy rybę i polowali na zwierzynę. Mieliśmy siatki przeciw moskitom dla każdego z żołnierzy, stan zdrowotny całej załogi był tedy stosunkowo nie najgorszy. Niestety, na jeziorze No statek został przypadkowo uszkodzony, i musieliśmy stracić całe trzy dni z tego powodu. Ponadto nie było wśród nas nikogo, ktoby znał dokładnie okolicę. Rzeczywisty sternik „Sokoła" i jego pomocniki Abu en Nil znali okolice rzeki tylko do jeziora No. Odtąd zaś wjechaliśmy na Bahr el Dżebel, nie mając pojęcia o terenie.
Celem naszym było wyszukać Seribah Aliab, — ale niełatwa to sprawa. Niektórzy z naszych ludzi chwalili się, że znają dokładnie okolicę, w której szukać jej należy; niestety, teraz dopiero okazało się, że nie miel o tem pojęcia.
W miejscu, w którem stanęliśmy, rozpoczynała się okolica Aliab. Mieszkający tu Nuerowie mianują się nawet Aliabami, ale co do seriby tego nazwiska — ani rusz dalej. Od czasu do czasu rozpytywaliśmy spotkanych murzynów, niestety, daremnie.
Załoga nasza składała się z właściwych marynarzy, dalej z wynajętych Takalów i ze stu żołnierzy pod dowództwem jednego kapitana. Nie obawialiśmy się więc Ibn Asla, bo na wszelki wypadek nie rozporządzał on tyloma ludźmi.
Nil u ujścia rzeki Rol był bardzo szeroki. Promienie słońca padały prawie prostopadle, a nigdzie nie było ani śladu drzew, pod któremi możnaby