Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/460

Ta strona została przepisana.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz się rozmyślił; wreszcie wykrztusił pytanie:
— Znasz sangaka arnautów?
— Bardzo dobrze.
— Czy jeszcze żyje?
— A dlaczegóżby żyć nie miał? — Bo... bo... bo...
Utknął. Wziąłem strzelbę do ręki i rzekłem do niego głosem podniesionym:
— Okłamujesz nas, nicponiu jakiś! Nie należysz do szczepu Bongo, gdyż miałbyś w takim razie skórę brunatną, a nie zupełnie czarną. Bongo zresztą nie tatuowałby czoła w taki sposób, jak to u ciebie widzę. Muszę cię więc bliżej poznać i w tym celu udasz się ze mną w dół do mego okrętu. Uprzedzam cię, że gdybyś próbował ucieczki, zastrzelę cię natychmiast.
Murzyn, widząc, że opór na nic mu się nie przyda, chwycił wiosła i puścił czółno spokojnie we wskazanym kierunku, a my za nim w tem samem tempie. Niebawem dobiliśmy do „Sokoła", i czarny rad nierad musiał wejść z nami na pokład, będąc zupełnie pewnym siebie, a więc prawdopodobnie i niewinnym, choć zdradzał zakłopotanie.
Reis effendina zainteresował się żywo przybyszem i, wypytawszy mię o wszystko, rzekł:
— Ciekawy jestem, dlaczego on podaje się za Bongo, skoro rysy jego i barwa skóry wcale tego nie dowodzą.
— Ma ku temu powód, i musimy to zbadać. Przypatrz się dobrze tatuowaniu na jego czole. W środku skośna kreska, od której biegną łukami kropkowane linie po obu stronach ku skroniom i do ciemienia. W ten sposób, jeśli się nie mylę, tatuują się tylko Dinkowie, ale nikt z ludu Bongo. Człowiek ten skłamał przedemną, i domyślam się, w jakim celu. Jego pytanie o sangaka arnautów budzi we mnie podejrzenie, że jest wysłany do Faszody w poselstwie...
— Czyżby od Ibn Asla? — przerwał żywo emir.