Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/465

Ta strona została przepisana.

on wcale szlachetnych zamiarów względem twoich ludzi. Czyżby pierwszy-lepszy biały nie nadawał się do tego poselstwa? Ludzie twoi muszą być pozbawieni naczelnika, zrozumiałeś?
Zamyślił się chwilę, poczem rzekł:
— Ibn Asl zapewniał mię, że jedynie z powodu wielkiego zaufania powierza: mi to poselstwo. Zresztą nie może on nic złego wyrządzić moim ludziom, bo ich potrzebuje; bez nich nie zdobędzie rekwiku.
— To prawda, z ich pomocą będzie łowił niewolników, ale potem, gdy mu już nie będą potrzebni?... A gdyby tak, zamiast wypłacenia im żołdu, uczynił ich samych niewolnikami?...
Przypuszczenie to przeraziło murzyna nadspodziewanie. Myślał długo i nareszcie ozwał się z odcieniem rozpaczy w głosie:
— Czy naprawdę, effendi, mogłoby być aż tak źle?
— Po tym łotrze można się spodziewać rzeczy nawet najgorszych. I jakich to ludzi gości on u siebie? Zapytaj tych dzieci, które są twymi krewnymi.
— One mi wszystko opowiedziały. Uratowałeś je i wielu, bardzo wielu niewolników. Ty przewidujesz wszystko naprzód, bo twoje oczy umieją patrzeć w przyszłość i widzieć to, co się dopiero ma zdarzyć później. A jeżeli i w tym wypadku nie mylisz się, to biada ibn Aslowi! Gdybym tylko miał pewność, że się nie mylisz!
— Bardzo łatwo możesz się o tem dowiedzieć, gdyż tajemnica zawiera się w liście, który posiadasz. Pokaż go tu!
— Ale... ale...
Uczciwość nie pozwalała mu oddać mi w ręce powierzonego sobie listu i dlatego wahał się dłuższą chwilę, walczył ze sobą, aż wreszcie zwyciężyła w nim troska o własną skórę.
— Effendi — zdecydował się, — człowiek musi być nietylko uczciwy, ale i rozsądny. Jeżeli Ibn Asl żywi względem nas zbrodnicze zamiary, to nawet