Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/475

Ta strona została przepisana.

udać się w górę i zobaczyć, w jaki sposób zamknięte było wejście do seriby. Był to rodzaj wysokiego parkanu z belek, zaopatrzony w ostrokoły.
— Tędy nie wejdziemy, efiendi — szepnął do mnie
Ben Nil, — trzeba się wrócić.
— Ja też nie miałem zamiaru wedrzeć się do seriby — odrzekłem pocichu. — Muszę tylko zobaczyć, czy pale są wbite w ziemię. Ponieważ wejście to jest mocno obwarowane, należy wnioskować, że znajduje się gdzieś inne, dogodniejsze.
Pochyliłem się, by się przekonać, czy pale wbite są w ziemię, gdy wtem Ben Nil wydał z siebie krótki okrzyk. Obróciłem się, lecz w tej chwili pociemniało mi w oczach i — straciłem przytomność...
Odzyskawszy ją, spostrzegłem, że znajduję się wewnątrz chaty, obwiązany powrozami, jak mumia egipska. Na środku tokulu było rozpalone ognisko, z którego dym uchodził przez otwór, wybity w stropie. Obok mnie leżał Ben Nil, skrępowany tak samo, jak i ja. Zobaczywszy, że otwarłem oczy, rzekł:
— Allahowi dzięki... zbudziłeś się. A myślałem, że już po tobie.
Czułem ból głowy i szumiało mi w uszach, jakby gdzieś w pobliżu brzęczał rój pszczół. Spostrzegłem też, że jesteśmy sami w tej ubikacyi.
— Czy i ciebie tak uderzono, jak mnie? — zapytałem.
— Nie!
— Powiedz więc, jak się to wszystko stało, że znaleźliśmy się prawdopodobnie w tokule seriby.
— Niestety tak, chociaż nie miałeś tego zamiaru. No, ale wtargnęliśmy tu wcale nie z własnej woli. Zaledwie powiedziałeś do mnie, że nie chcesz wejść do seriby, chwycił mię ktoś za gardło tak, że tylko mogłem wydać z siebie krótki okrzyk. Równocześnie jakiś człowiek uderzył ciebie wiosłem i padłeś na ziemię. Było może czterech lub pięciu drabów, którzy nas ujęli, mimo rozpaczliwego oporu z mej strony.