— Jabym sądził — odrzekł wachmistrz, — że przydałaby się liczniejsza warta na wypadek, gdyby, oprócz tych dwu psów, przyszło tu jeszcze więcej! Mogli przybyć na okręcie reisa eifendiny.
— Dobrze, żeś o tem wspomniał; wybadam jeńców natychmiast — rzekł Turek, a zwróciwszy się ku nam, kopnął mnie nogą i dobył nóż.
— Zapytam cię o niektóre rzeczy, i jeżeli nie odpowiesz, utnę ci palec. Widzisz nóż? Bardzo ostry i w przeciągu niedługiego czasu możesz stracić wszystkie palce. Uważaj! Drwiłeś sobie ze mnie, uciekłszy z mego okrętu pod Faszodą; teraz pokażę ci za to, że ja jestem panem twego życia i twoich palców. Przybyłeś tu sam?
Turek mówił to poważnie, i bezpieczniej było odpowiadać. Ale to jeszcze nie powód, abym miał mówić prawdę. Szło tu o moje życie! Jedno tylko było mi niejasne. Łódź naszą zabrano, a o Abn en Nilu i Djangczyku nikt nie wspomniał; widocznie ukryli się gdzieś. Ale w jakim celu? Czy może, aby nas ratować? Takiego bohaterstwa niepodobna było oczekiwać od starego marynarza. Czyż nie lepiej było dla obu wrócić na okręt i sprowadzić emira na pomoc?
Turek popełnił wielkie głupstwo, mówiąc w naszej obecności o łowieniu ryb, bo odkrył w ten sposób przed nami karty. Łatwo bowiem mogła zdarzyć się nam sposobność skorzystania z tej okoliczności.
— Przybyłem tu tylko z Ben Nilem — odrzekłem na jego pytanie.
— Gdzież znajduje się reis effendina?
Udałem, jakoby odpowiedź na to sprawiła mi wielkie zakłopotanie. Turek przykucnął więc nademną, ujął mój wielki palec u lewej ręki, przyłożył do niego nóż i groził:
— Odpowiadaj, bo utnę!
— Reis effendina znajduje się na Bahr el Dżebel w poszukiwaniu waszej seriby.
— A czemu ty z nim nie pojechałeś?
— Bo nie wierzyłem w to, aby wasza seriba tam się znajdowała.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/480
Ta strona została przepisana.