— A teraz marsz do jamy po drabinie! a prędko, bo cię strącę na łeb i, gdybyś parę tylko wydobył z siebie, każę cię zabić.
Groźba poskutkowała znakomicie. Żołnierz wlazł do jamy, a ja chciałem wyciągnąć drabinę, lecz nie było już czasu ku temu, bo zjawił się drugi askari. Przykucnąłem, aby nie poznał, że ma z kim innym do czynienia, nie zaś z towarzyszem.
Spostrzegłszy wystający z jamy koniec drabiny, zaniepokoił się i w tym tylko kierunku patrząc, zapytał:
— Co się stało? uciekli?
I nie czekając na odpowiedź, przysadził się do drabiny, by ją wyciągnąć, gdy wtem poskoczyłem ku niemu, chwyciłem za gardło i powaliłem na ziemię.
— Milcz, ani słowa, bo śmierć!
Zbyteczna jednak była ta przestroga, bo biedak jakby oniemiał ze strachu i ani się ruszył. Pofolgowałem mu na chwilę. Otworzył szeroko oczy i wykrztusił szeptem:
— Efendi, Allah!
Skinąłem na towarzyszów, którzy natychmiast rozbroili schwytanego, odebrawszy mu wszystko, co miał przy sobie, poczem spuścili go do jamy i wyciągnęli drabinę.
Teraz należało zrobić porządek z bronią asakerów. Udaliśmy się więc do wskazanego nam przedtem tokulu, a że Agadi był tu obznajomiony ze wszystkiem, wyszukał naprędce łuczywa, wbiegł z jednem do tokulu, gdzieśmy przedtem leżeli związani, i zapalił je tam u ogniska. Oprócz tego, znaleźliśmy glinianą lampkę, napełnioną olejem palmowym, i zaopatrzeni w tego rodzaju światło, weszliśmy do tokulu żołnierskiego. Na okrągłej ścianie wisiało dziesięć karabinów i więcej niż tyle pistoletów. Zabraliśmy to wszystko i poszli do baraku Turka. Już z góry cieszyłem się, że znowu jego siostrę. W pierwszym przedziale ciemno, ale przez matę wydostawało się światło z drugiego. Odsunąłem zasłonę i wszedłem. „Damy" były
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/486
Ta strona została przepisana.