Odłożyłem karabiny i pistolety, aby mi nie zawadzały, i wcisnąłem się w krzak tuż nad otworem.
Turek bardzo się zasapał, bo ścieżka prowadziła pod górę. Odchylił gałęzie, wetknął naprzód głowę do dziury i wlazł. W tej chwili chwyciłem go za gardło obiema rękami i powaliłem na ziemię, jak kłodę. Krzyczeć nie mógł, bo trzymałem go za krtań. Wierzgał tylko nogami i rzucał rękoma, ale sternik i Ben Nil przytrzymali go, a ja szepnąłem mu do ucha:
— Piśnij tylko, a przebiję cię na wylot!
Grubas zrozumiał odrazu, że to nie przelewki, więc ani drgnął, ani ustami nie poruszył. Ben Nil tymczasem przyniósł powrozy, którymi skrępowaliśmy jeńca w okamgnieniu, poczem ostrzegłem go raz jeszcze:
— Pamiętaj, ani pary z ust, bo w przeciwnym razie pojedziesz natychmiast do dżehenny!
Ledwieśmy się z nim uporali, usłyszałem kroki. Dwu ludzi niosło wielki garnek, napełniony rybami.
Trzeba było obezwładnić z kolei i tych obu, ale zupełnie pocichu. Sprawa jednak nie była łatwa, gdyż przez otwór musieli wchodzić pojedyńczo i jeden z nich mógł uciec. Kazałem więc Ben Nilowi stanąć po tamtej stronie otworu i rzekłem pocichu:
— Wyciągnij żołnierza do środka, skoro tylko uderzę go kolbą.
Zaczaiłem się, trzymając kolbę gotową do uderzenia. Dwaj żołnierze zbliżyli się do otworu. Jeden z nich obrócił się tyłem, żeby mu lepiej było nieść naczynie przez loch. Uderzylem go płaską stroną kolby w ciemię tak, że padł odrazu, a Ben Nil odrzucił go na bok, a chwyciwszy ucho naczynia, pociągnął je, gdy wtem ukazała się głowa drugiego żołnierza. Palnąłem go tak samo jak pierwszego i oszołomiłem. Powiązano ich obu i ułożono na ziemi obok Turka, który patrzył na to wszystko, ale nie miał odwagi ostrzec asakerów przed niebezpieczeństwem. Mieliśmy więc pięć osób, ale pozostało jeszcze siedem do zwalczenia.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/492
Ta strona została przepisana.