Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/493

Ta strona została przepisana.

— Dopisało nam szczęście — zauważył Ben Nil, ciągle jeszcze niepewny zakończenia całej tej sprawy.
— Zobaczymy niebawem — odrzekłem. — Ktoby się tam o to zgóry troszczył.
Na obu łodziach stały wielkie naczynia gliniane do składania w nie złowionych ryb. Jedno odnieśli dwaj asakerzy i zostali pojmani; drugie napełniono niebawem, i wachmistrz wydał rozkaz innym dwom asakerom, by je odnieśli. Spotkał ich oczywiście ten sam los, co poprzednich. Byłem jednak ciekawy, co będą robili tamci na łodziach, bo nie mieli już w co składać ryb, więc wrzucali je poprostu do łodzi. Że jednak nie mogli się ustrzec od pogniecenia ich, poczęli spoglądać ku otworowi, zaniepokojeni trochę, dlaczego czterej asakerzy nie wracają z naczyniami. Stary zaś wachmistrz zgiął palec wskazujący w kształt haka, wsadził go do ust i gwizdnął tak głośno, aż echo rozległo się dokoła. Nie otrzymawszy jednak na to odpowiedzi, wystąpił na brzeg i zwrócił się ku otworowi, gdzie złowiliśmy go bez najmniejszego szmeru, bo sternik i Ben Nil nabyli już w tem pewnej wprawy i razem z Agadim dopomagali mi tak dzielnie, że poprostu sprawność ich w wykonywaniu tego ciężkiego i niezwykłego zadania robiła mi niejaką przyjemność.
— Poszło gładko, jakby naprzykład zwijanie liny na pokładzie — cieszył się sternik. — Jeszcze czterech, a odpoczniemy nareszcie.
— Z tymi krótsza już robota — odrzekłem. — Stanę nad miszrah i zawołam, aby szybko wracali. Wy zaś ustawicie się z karabinami przed otworem i zagrozicie strzelaniem, jeśli się nie poddadzą dobrowolnie.
— A jeżeli uciekną na łodzie?...
— Już ja ich nie puszczę — odpowiedziałem i postąpiłem kilka kroków naprzód, gdzie ukryłem się w cieniu, a sternik niebawem wydał okrzyk, jakby o ratunek. Zbyteczne było powtórzenie go. Asakerzy powyskakiwali z łodzi i przebiegi obok mnie, dążąc ku otworowi. Pierwszy wlazł do środka, —