Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/508

Ta strona została przepisana.

nie byłby mądry postępek. Widzisz więc, że twoja prośba jest zanadto poważna.
— Przyznaję i tem więcej będę ci wdzięczny za jej spełnienie.

— Tylko nie mów mi o wdzięczności, bo z góry jestem przekonany, że przy najbliższej sposobności staniesz znowu wpoprzek moim zamiarom. Gdyby chociaż ten Turek mówił prawdę.
— Mnie się tak zdaje.
— A jeśli wprowadzi nas w błąd?
— Przeciw temu mamy bardzo dobry Środek: weźmiemy go z sobą, niech nas prowadzi, a gdy okaże się, że kłamał, wówczas będziesz go miał w ręku.
— Ba, a co będzie z jego fraucymerem?
— Nic trudnego; zabierzesz piękną płeć na okręt, i sprawa skończona. My przecie i tak będziemy musieli pozostawić je po drodze.
— Prawda. A zatem zgadzam się, lecz z góry się zastrzegam, że gdyby nas Turek oszukał...
— Da się to widzieć jeszcze tu, na miejscu. Agadi również chciał nas zwieść, a nie udało mu się. To samo z Turkiem. Przypominasz sobie, jak to sam jeden wziąłem do niewoli koło Bir Murat straż przednią Ibn Asla razem z dowódcą Malafem?
— Tak.
— Otóż ze wszystkiego, co im wówczas odebrałem, jak broń, amunicya i inne rzeczy, zatrzymałem sobie tylko mapy, które mię zaciekawiły. Były to bardzo udatne zdjęcia fotograficzne okolic, w których grasuje ibn Asl, a więc nie brak tam i kraju Goków. Każę sobie przynieść z okrętu te papiery i będę mógł przekonać się odrazu, czy Turek mówi prawdę.
— Znakomicie.
— Wnioskuję z tego, że gotów jesteś obejść się z nim łagodnie.
— No, to jeszcze zobaczymy. Przedewszystkiem muszę go sam przesłuchać. Stosownie do wyniku badania postanowię, co będę uważał za stosowne. Chodźmy po