Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/513

Ta strona została przepisana.

— lljaum, dajman, abadi![1] — powtórzyli chórem asakerzy.
Turek zbliżył się następnie do emira, ukłonił się i złożył żądaną przysięgę, poczem podał rękę mnie, mówiąc:
— Tobie jedynie zawdzięczam życie i nie zapomnę tego nigdy! Przysięgam ci, że nie pożałujesz swego wstawiennictwa!
Wśród wszystkich zapanował bardzo wesoły nastrój, i który wzmógł się jeszcze o tyle, że właśnie nadeszła „turkawka* z świeżym garnkiem, dymiącym parą. Na ten raz jednak, dla uniknięcia podobnej jak przedtem katastrofy, naciągnęła na delikatne rączki... pantofelki. Wypadek jest czasem dowcipnym nauczycielem życia
Ledwie mi się udało odciągnąć ją z powrotem do tokulu. Tu, w przedziale swego brata, zostawiła dla mnie i emira wonny napój, i tym razem bez przypadku.
Po śniadaniu wszczął się w seribie wielki ruch. Z asakerami, którzy dopiero co byli naszymi nieprzyjaciółmi, obchodzono się życzliwie, pracowali więc razem z naszymi ochoczo. Wszystko, co tylko miało jakąkolwiek wartość, rozdano po części między żołnierzy odrazu, po części zaś przeniesiono na okręt, a kiedy już nie było nic do zabrania, podpalono seribę ze wszystkich stron. Czekaliśmy, dopóki się nie spaliła w obawie, aby ogień nie przerzucił się na las. Podczas tego urządzono na pokładzie malutką kajutę z kołów i mat dla fraucymeru Turka. Około południa z seriby pozostała tylko kupa popiołu.
Po krótkich przygotowaniach „Sokół" rozwinął żagle, jak ptak olbrzymi, i popłynęliśmy z wiatrem ku południowi...

KONIEC TOMU DRUGIEGO.
  1. Teraz, zawsze i na wieki.