Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/52

Ta strona została przepisana.

a powiedzą ci, że jestem potężnym i że, co przyrzekam, IBM tego zawsze dotrzymuję.
— Zapytaj ich wprzód o mnie, a objaśnią cię dokładnie, że w tym momencie ja jestem tym, który rozporządza potęgą. Kto i co ty zacz, jest mi to zupełnie obojętne. Zastępuję tu miejsce reisa effendiny, a więc kedywa, powinno ci to wystarczyć.
— Nie zadowala mnie to wcale, lecz wywiera wręcz przeciwny skutek, niż się spodziewałeś. Zarówno wicekról jak i reis efiendina nie znaczą w moich oczach nic i bynajmniej nie mam zamiaru zwracać się do nich.
Wówczas nie miałem wyobrażenia o jego stosunkach i dopiero później dowiedziałem się, z jakich powodów mógł ten człowiek wyrażać się tak lekceważąco. Był on przez pewien czas w służbie rządowej a potem zrezygnował z posady i wolał się zajmować handlem niewolników. Nie wiedziałem oczywiście jeszcze o tem, lecz mimoto odparłem tonem wyższości i z pobłażliwym uśmiechem:
— A jednak, mimo wszystko, zwrócisz się do niego chociażby w tej chwili nawet, gdy w jego imieniu wydam ci rozkaz.
— Zobaczymy, czy mnie się zechce usłuchać tego rozkazu.
To powiedziawszy, dobył noża i pochylił się nad Abd Aslem.
— A to co znaczy? — krzyknąłem. — Co chcesz ja robić?
— Uwolnić z więzów tego oto mego przyjaciela!
— Ale ja na to nie pozwalam.
— Nie pytam ciebie wcale o to.
Już przytknął ostrze noża do rzemieni, którymi były skrępowane członki jeńca, gdy wtem poskoczyłem ku niemu z tyłu, chwyciłem oburącz za biodra i machnąłem nim tak, że poleciał o parę kroków w trawę. Podniósł się jednak w okamgnieniu, wyciągnął rękę w nóż uzbrojoną i rzucił się ku mnie, miotając słowami wściekle: