— Mogłeś się pomylić — wtrącił fakir el Fukara.
— Słyszałem wszystko bardzo dokładnie, a oprócz tego mam inne dowody na potwierdzenie tego, co mówię.
— Jakież to dowody? Muszę je rozważyć.
— Musisz? Cóż to za ton? Któż cię to ustanowił sędzią nademną? Ja muszę tylko to, co mnie się podoba, i mogę ci objawić w tej chwili swoją wolę. Żądam mianowicie, abyś się nie mieszał wcale do tej sprawy. Sparzyłeś sobie już ręce na tem wszystkiem i powinieneś być teraz nieco ostrożniejszym. Oprócz tego, przybyłeś tu i, nie znając mnie wcale, odgrywasz rolę jakiegoś zwierzchnika. Radzę ci jednak, jedź sobie, gdzieś się wybrał, albo przenocuj z nami, co ci lepiej dogadza. Mnie to obojętne, lecz jeżeli jednem słowem wmieszasz się w moje sprawy, przekonam cię natychmiast, że ja tu jestem chwilowo upełnomocnionym władcą.
— A w jaki sposób mnie przekonasz?
— W taki, że cię nie ścierpię i napędzę precz. Ustąp mi się z oczu! Możesz przenocować, gdzie chcesz; obok żołnierzy, tylko nie razem z jeńcami, nie wolno ci zajmować się niczem.
Spojrzał na mnie i wyczytał z oczu, że nie ścierpię dalszego oporu. W twarzy jego jednak czaiła się straszna zaciekłość i złość, grożąca każdej chwili żywiołowym wybuchem. Rozsiodłał wielbłąda i puści go wolno na paszę. Następnie wydobył z torby u siodła kubek na wodę, zawiniątko z pożywieniem i rozłożył się z tem nad samą studnią. Wprzód jednak zaczął wieczorną modlitwę, którą z powodu sprzeczki ze mną nie mógł odmówić we właściwej porze, to jest równocześnie ze zachodem słońca. Tak samo i moi żołnierze zapomnieli byli o mogrebie czyli o przepisanej godzinie modlitwy i teraz dopiero wzięli sobie przykład z pobożnego przybysza.
Rozłożono cztery ogniska. Na przestrzeni między temi ogniskami leżeli jeńcy oświetleni tak, że naj-