Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/66

Ta strona została przepisana.

Oczy ludożercy jest rzeczą, mimo wszystko, dosyć zuchwałą i ryzykowną. Nie odzywajmy się już, bo mógłby nas usłyszeć!
— My przecie szeptamy tylko, a zresztą on jeszcze daleko.
Fakir el Fukara popadł w śmiertelną trwogę. Słyszałem najwyraźniej, jak dzwonił zębami, a gdy położyłem mu rękę na ramieniu, by się przekonać, czy też i na całem ciele tak drży, wydał z siebie przeraźliwy okrzyk. Zdawało mu się, że moje palce, to kły straszliwego drapieżcy, który gotów rozszarpać go w kawałki.
Fesarah tymczasem powziął jakieś postanowienie, bo przykucnął za krzakiem i zdradzał w ruchach wielki niepokój. Oddalony był odemnie nie dalej jak czterdzieści kroków, odległość aż do studni wynosiła ledwie drugie tyle; gdyby więc lew tam właśnie się pokazał, mogłem był jeszcze wziąć go na cel. Tak sobie obliczałem, gdy „bohater“ leżał spokojnie za krzakiem i nie ruszał się, aż tu licho go jakieś zniewoliło do podniesienia się w kuczkę, ba, co więcej, widziałem najwyraźniej, jak podniósł swoją „cudowną“ flintę wizyjną do ramienia, a głowę odchylił od kolby jak najdalej, kryjąc się za krzak. Lufa tej wspaniałej broni skierowana była w to miejsce, gdzie poprzednio zauważyliśmy pewne poruszenie. Co jemu przyszło do głowy? Czyżby miał czelność wypalić? Miałżebym krzyknąć ku niemu głośno, by dał pokój, jeśli mu miłe życie? Niestety nawet na to nie było czasu, bo w tej chwili o uszy moje obił się huk jak z moździerza, a równocześnie strzelec, uderzony kolbą w głowę, wywrócił się na ziemię. Myślałem, że już teraz będzie leżał spokojnie, niestety, odgłos strzału własnej flinty tak go podniecił, że zerwał się na równe nogi i, wymachując rękoma na wzór śmig wiatraka, począł krzyczeć jak opętany:
— Hamdulillah!! Chwała i cześć i dzięki Allahowi!.. Mam go, zabiłem, zastrzeliłem, trafiłem w samo serce,