Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/76

Ta strona została przepisana.

sarah znalazł się wobec nieuniknionego i bardzo przykrego blamażu. Wiedziałem bowiem doskonale, co to był za lew, którego głowa ciągle sterczała z krzaka. Wszystkie wielbłądy znajdowały się w obozie, a tylko fakir el Fukara puścił swego wolno na paszę. Wygłodzone stworzenie obgryzało najspokojniej w świecie młode gałązki krzaka, no i jeden z dwu „bohaterów“ wziął je za co innego i albo je zabił albo, co gorsza, postrzelił.
Pochód ruszył po cichu naprzód. Musiano bowiem zachować wielką ostrożność, bo nikt nie wiedział, czy drugi lew jest nieżywy, czy też tylko zraniony. Im bliżej było tego strasznego miejsca, tem ostrożniej przewodnik postępował i zdradzał bardzo wymowną chęć ucieczki. Powstrzymał się jednak i stanął niby w celu pomówienia ze mną:
— Czy ty, effendi, wierzysz niezłomnie w moje zdolności do bohaterskich czynów?
— Najzupełniej, ponieważ zastrzeliłeś największe i najsławniejsze zwierzę pustyni. Niestety obawiam się tylko, czy spotka cię za to wdzięczność fakira el Fukara.
— Ale cóż znowu; ja wcale na jego wdzięczność nie liczę, wszak twój lew zagrażał jego życiu, a nie mój, z czego wynika, że powinien on wyrazić wdzięczność jedynie tobie, effendi. Mój lew groził żołnierzom i jeńcom w obozie, wobec czego winni mi wdzięczność wszyscy, a tobie tylko jeden fakir i nawet ci tego nie zazdroszczę. Mniejsza jednak o to. Bądź łaskaw, effendi, stanąć teraz na czele żołnierzy, bo ty masz bystrzejszy wzrok, niż ja.
— Mylisz się, mój kochany, mnie czasem wzrok nie dopisuje do tego stopnia, że trudno mi odróżnić lwa od wielbłąda. Łatwo sobie wyobrazisz, jak wielka nieprzyjemność spotkałaby cię, gdyby właśnie w tej tak ważnej chwili zawiódł mnie wzrok i coś podobnego mi się wydało. Zresztą ty jesteś tu zwycięzcą i wyłącznie na tobie cięży obowiązek przewodniczenia.
Mówiłem tonem tak przekonywującym, że biedak