Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/82

Ta strona została przepisana.

Z litości dobiłem męczące się stworzenie, a żołnierze zawlekli lwie cielsko w pobliże jednego z ognisk, gdzie następnie zdjąłem zeń szaro-żółty „frak“, jak wyraził się Ben Nil. Przez cały ten czas mówiono tylko o lwie, o niczem więcej. Niebawem zbliżył się i Fesarah z miną wielce upokorzoną. Naigrawał się z niego, kto żył, ale biedak nie miał wcale ochoty bronić się lub usprawiedliwiać i było to z jego strony rzeczą bardzo rozsądną. W milczeniu zbliżył się do mnie i położył na boku swoją sławną flintę wizyjną.
— Tam leży! Oddać ci jej w ręce nie mogę, bo byłoby to grzechem wobec moich pradziadów i praszczurów. jeżeli istotnie nie masz w sercu iskierki litości, to ją sobie zabierz!
— Oczywiście, że zabiorę, wszak jest moją prawną i dobrze zasłużoną własnością.
Biedak liczył jeszcze na moją wspaniałomyślność, lecz gdy spostrzegł, że zabrałem strzelbinę, założył ręce na głowę i począł lamentować:
— O Allah, o niezgłębiony smutku mej duszy, o boleści okropna! Oto jestem pozbawiony drogocennego skarbu, który był chlubą i sławą całych pokoleń moich bohaterskich przodków. Straciłem już przedmiot moich snów i marzeń, okryłem się hańbą, która mi nie dozwoli wrócić w ojczyste progi. Gdzie tylko stąpię, wytykać mnie będą palcami i naigrawać się: oto jest człowiek, który przegrał drogocenny skarb całego swego szczepu, zbezcześcił imię swoich przodków, hańba mu i przekleństwo! Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko we łzach się rozpłynąć. Serce moje tonie w odmęcie smutku, a dusza nurza się w morzu boleści. O Allah, Allah, Allah!
Mnie się ani śniło zabierać mu flintę, a zatrzymałem ją tylko chwilowo, by go ukarać za jego niebywałą chełpliwość i próżność, co wcale nie było dla niego wielką krzywdą. Napłakawszy się dowoli, wyciągnął się na ziemi jak długi, owinął głowę w kapuzę i umilkł. Natomiast tem swobodniej zaczęli się zacho-