Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/83

Ta strona została przepisana.

wywać żołnierze, którym nie brakło ochoty do ustawicznych zachwytów nad odniesionem zwycięstwem. Jedno i to samo powtarzali bez ustanku, wymyślając zabitemu zwierzowi od ostatnich nicponiów i gałganów. A czynili to w iście oryentalny sposób i, gdyby mnie kto chciał ocenić wedle ich mniemania, to niewątpliwie ogłoszonoby mnie bohaterem, jakiego jeszcze na świecie nie było i nigdy nie będzie.
Dopiero około północy zdawało się, że zabrakło tematu, i wówczas to przypomniał mi Ben Nil moją obietnicę, żądając stanowczo ukarania starego fakira Abd Asla. Wypadek z lwem przerwał mu był całą sprawę i teraz dopiero, gdy zapanował nareszcie chwilowy spokój, trzeba było ostatecznie z tem skończyć. Fakir el Fukara, usłyszawszy żądanie Ben Nila, przystąpił do mnie i ozwał się tonem prawdziwego przygnębienia:
— Niedawno, effendi, wystąpiłem tu w obronie życia człowieka, którego mieliście skazać na śmierć, a który należy do grona moich przyjaciół. My się znamy o wiele bliżej, niż ci się zdaje, przekonuję się jednak, że jestem za słaby wobec was, i moja obrona na nicby mu się nie przydała. Zresztą wierzę już teraz, że dałbyś sobie radę z dziesięcioma takimi, jak ja, fakirami, winienem ci też wdzięczność za ocalenie życia i dlatego nie będę działał wbrew twej woli. Nie mieszam się więc wcale do tej sprawy, jak sobie wyraźnie to zastrzegłeś, ale nie mogąc patrzeć obojętnie na mękę i śmierć przyjaciela, oddalę się stąd na tak długo, dopóki nie będziecie z tem gotowi.
To mówiąc, odszedł poza obręb obozu i usiadł na ziemi, obrócony do nas plecyma. Ben Nil stał tak samo, jak przedtem, z nożem w ręku i zapytał:
— A zatem nie masz nic przeciw temu, effendi, abym się zemścił.
— Powiedziałem ci już, że jeżeli jesteś w możności zakłuć bezbronnego starca, to spróbuj, nie przeszkadzam.
— Już ja wiem, do czego obowiązuje mnie mój