Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/90

Ta strona została przepisana.

mimoto nie mogłem odmówić przyzwolenia na tego rodzaju załatwienie sprawy. Ben Nil mógł tak postąpić, jak uważał za stosowne, zwróciłem mu tylko mimochodem uwagę na grożące mu niebezpieczeństwo, lecz uspokoił mnie, mówiąc:
— Nie trwoż się o mnie, effendi, już ja wiem dobrze, co robię! Ty zresztą nie widziałeś mnie jeszcze w podobnej walce i oczywiście nie dowierzasz mi, lecz bądź spokojny; nie stracę przytomności umysłu nawet na jeden moment i nie poddam się uczuciu trwogi.
— Pomyśl, że do zapasów stanie najsilniejszy człowiek z nich wszystkich!
— Tem lepiej. Wolę przecie walczyć z dzielnym przeciwnikiem, niż z cherlakiem. Zgadzasz się więc?
— Zgadzam, tylko spisz się dzielnie, nie wyrywaj się zawcześnie i nie patrz na nóż, tylko w oczy przeciwnika! Staraj się ponadto przybierać zawsze taką postawę, aby przeciwnik był obrócony do światła przodem, a ty przeciwnie!
Nie spodziewaliśmy się, że stary wybierze na swego obrońcę... dżelabiego, gdyż między jeńcami byli silniejsi i więcej sprytni i dzielniejsi od niego, ale z drugiej strony nasuwała się myśl, że dżelabi zapewne odznacza się doskonałym sprytem i doświadczeniem w pojedynku, a może nawet uplanowano jaki podstęp? Leżeli obaj ze starym przez cały czas razem i mogli ze sobą prowadzić potajemnie rozmowę i obmyśleć Bóg wie jakie plany. Na wszelki wypadek postanowiłem być w pogotowiu.
Uwolniony z więzów dżelabi począł się wyciągać i rozprostowywać członki, które były dłuższy czas skrępowane i pocierpły mu zapewne. Najbardziej fikał nogami, chcąc im przywrócić sprawność i zdolność.
— Tu masz nóż, — ozwał się do niego Ben Nil — rozbierz się ze wszystkiego prócz spodni, będziemy walczyć ohnażeni do połowy!
— Po co to? — zapytał. — Możemy zostać tak, jak jesteśmy.