mi zależało, by go tylko skaleczyć, a nie zabić, ku czemu miałem bardzo ważny powód.
Ben Nil z kilkoma żołnierzami pobiegł ku niemu, ja nie ruszałem się z miejsca. Przywlekli go zbroczonego krwią, nie oszczędzając go przytem wcale.
— Śmiałeś się z mego ostrzeżenia, abyś uważał na nogi, — rzekłem, gdy go tuż koło mnie na ziemi ułożono — a teraz masz za swoje. Myślałeś, że uda ci się podstęp, ale daremne trudy. Sprawa z obcym effendim nie taka łatwa.
Oglądnąłem i obandażowałem ranę. Kula przeszyła goleń nawylot, nie było więc wielkiego niebezpieczeństwa.
— Musimy teraz psa podwójnie skrępować i mieć na niego baczne oko — zauważył Ben Nil.
— Bynajmniej, — odpowiedziałem — wnet pojawi się u niego z powodu rany gorączka. Gdybyśmy go tu zostawili, nie dałby nam spać, majacząc i jęcząc. Przywiążcie go tam do tego drzewa kaialowego[1] tak silnie, by nie mógł nawet głową ruszyć, a tymczasem może Abd Asl przeznaczyć innego człowieka do walki z tobą!
Rozkaz ten nie bardzo się podobał żołnierzom, ale mimoto wykonali go bez szemrania, wiedzieli bowiem, że ilekroć coś przedsięwezmę, choćby to na pozór wydawało się ryzykowne, zawsze osiągam swój cel. Przekonał ich też doskonale wypadek z uciekinierem, że nielada kto zdoła mnie wyprowadzić w pole.
Ucieczka dżelabiego była łatwa do wytłómaczenia. Chciał on wyszukać rabusia niewolników Ibn Asla i zawiadomić go, że napad na nas się nie udał i że wszyscy znajdują się w niewoli, a staremu Aslowi grozi śmierć. Plan jednak chybił zupełnie i stary omal się nie wściekł ze złości i rozpaczy. Poznać to można było z jego oczu. Panował jednak, jak mógł, nad sobą. Do ponownej zaś walki wyznaczył innego ze swoich wojowników, z którym trzeba się było dobrze liczyć, bo i tęgi był i zapalczywy, a fakir wybrał poprzednio
- ↑ Boswellia papyrifera.