Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/93

Ta strona została przepisana.

dżelabiego zapewnie tylko ze względu na jego zdolność w szybkiem bieganiu.
Nowy przeciwnik Ben Nila był tęgim i barczystym mężczyzną w pełni sił. Szczególnie rozwinięte miał piersi. Twarz jego była ciemnobrunatna, niemal murzyńska. Ben Nil nie zdradzał ani cienia obawy lub niepokoju. Stali naprzeciw siebie jak wryci, mierząc się wzrokiem przez dłuższą chwilę. Nagle czarny zapaśnik rzucił się na Ben Nila jak tygrys, mierząc weń ostrzem noża. Zdawało mu się zapewne, że wytrąci w ten sposób przeciwnika z równowagi, lecz się pomylił. Ben Nil uchylił się w okamgnieniu, wywinął się poza nim w poprzek z niesłychaną zwinnością i wbił czarnemu nóż w plecy po samą rękojeść. Pokonany zapaśnik runął na ziemię odrazu. Pchnięcie, jak się potem okazało, było wymierzone z tyłu w samo serce.
— Afarim, maszallah alaik — brawo, brawo! — wykrzykiwali żołnierze radośnie. — To było wspaniałe, niesłychane! Położył go za jednym zamachem — nasz dzielny i waleczny Ben Nil!
A on, nie zważając na to, zwrócił się w mą stronę.
— Widzisz więc, effendi, że zbytecznie obawiałeś się o mnie. Gdyby przeciwnik był dwa razy jeszcze silniejszy, byłbym go niezawodnie pokonał. Mam bowiem bystry wzrok, silną rękę i serce bez trwogi. Czyż tedy nie słusznie roszczę sobie pretensye do Abd Asla?
— Nie zaprzeczam — odpowiedziałem, żywiąc w głębi ducha wielką ciekawość, co on z nim zrobi.
Na wypadek, gdyby go istotnie zamierzał pozbawić życia, musiałbym go prosić o odroczenie. On tymczasem pochylił się nad zwłokami czarnego i wydobył nóż z plec, a ocierając żelazo z krwi, potrząsł głową i zauważył:
— Masz słuszność, effendi, twierdząc, że odebrać komuś życie, jest rzeczą wielce odpowiedzialną. Ta krew wzbudza we mnie odrazę.... Sądzisz, że reis efendina ukarze sam tego starego?