Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/96

Ta strona została przepisana.

— Wiesz, to niezła myśl i spróbuję na wszelki wypadek porozumieć się w ten sposób z fakirem el Fukara. Gdyby się to udało, byłby możliwy ratunek, ale z drugiej strony reis effendina wymknie się memu synowi z pułapki.
— Nie rozumiem.
— Syn, mój zwabił reisa effendinę w kierunku dżezireh, a sam zaczaił się ze swymi ludźmi po drodze w gęstym lesie senesowym, by go napaść znienacka. Gdyby więc był udał się nam dzisiejszy napad tutaj, a synowi tam, bylibyśmy się pozbyli raz na zawsze dwu dyabłów, którzy przeszkadzają nam w naszym handlu. Niestety, Allah zrządził inaczej.
— Jeżeli istotnie nie zdołamy się uratować, to jak sądzisz, co nas czeka w Chartumie?
— Zeby znowu coś bardzo złego o tem i mowy niema. Przedewszystkiem reisa efiendiny nie będzie już na świecie, a inni sędziowie, chociażby bardzo surowi, niekoniecznie będą wierzyć naszemu oskarżycielowi, zwłaszcza, że to Frank i chrześcijanin. Możliwe, że nas puszczą na wolność natychmiast.
Mówili jeszcze dłużej ze sobą, ale nie było w tem już nic ciekawego. Usunąłem się więc z powrotem i, żeby więźniowie niczego nie zauważyli, kazałem żołnierzom tak jak przedtem udać zamieszanie.
Ledwie usiadłem, przybył do mnie Ben Nil z zawiadomieniem, że Abd Asl chce rozmówić się ze mną.
Oczywiście nie rmogłem odmówić temu żądaniu.
— Oddałeś mnie w ręce swego Ben Nila — ozwał się stary, gdy przybyłem na miejsce, — a ten darował mi życie. Cóż więc stanie się teraz ze mną?
— Nie przeczę, że Ben Nil darował ci życie, i z naszej strony nic ci wcale nie grozi. Co zaś będzie później, rozstrzygnie reis effendina.
— Jakto? Chcesz nas dostawić do Chartumu?
— Tak, a dlaczego o to pytasz?
— Dlaczego? Przecie to dla mnie rzecz niesłychanie ważna, bo skoro tylko oddasz mnie w ręce



Pe