mniej-więcej z dziesięciu białych asakerów, a dalej Ibn Asl. Do jego siodła uwiązani byliśmy wszyscy trzej w ten sposób, że ja i Ben Nil musieliśmy jechać obok siebie, mając na przodzie zwycięskiego wroga, Selim zaś wlókł się za nami, również doskonale zabezpieczony. Z tego można było wnioskować, że Ibn Asl miał wcale niegłupie pomysły.
Dla mnie ta jazda była piekielnem udręczeniem. Ruchy miałem całkowicie uzależnione od ruchów rogatego wierzchowca, a przytem kark gniotło mi ciężkie jarzmo, które musiałem ciągle podtrzymywać rękoma, i to rękoma prawie zupełnie zdrętwiałemi. Za każdem potknięciem się wołu Ibn Asla owa nieszczęśliwa szebah szarpała mną nie do zniesienia boleśnie. Selim wcale nie umiał jechać wierzchem, więc zwierzę jego ciągle się kręciło to w tę, to w ową stronę i ciągnęło mię, szarpiąc znowu w tył. Doprawdy, sam dyabeł nie mógłby wymyślić gorszej dla mnie udręki.
Jeden tylko miałem sposób, aby sobie choć trochę ułatwić położenie, mianowicie — korzystając z elastyczności mięśni siedzeniowych i udowych, unosiłem się nieco w siedzeniu. Czy jednak zdolny byłby zwykły śmiertelnik utrzymać kontakt z ruchami bydlęcia, gdy w dodatku miałby skrępowane nakształt mumii członki?
Za Selimem jechała znowu część białych asakerów, a za nimi dopiero reszta bandy.
Przekonałem się w krótkim czasie, że dla mnie wybrano najgorsze bydlę, nie nadające się nietylko pod wierzch, ale nawet do przewożenia ciężarów. Czyniłem wszelkie możliwe wysiłki, by niem jakoś powodować; niestety, Ibn Asl umyślnie szarpał rzemieniem, uwiązanym do mej szebah, a z tyłu znowu asakerzy umyślnie podpędzali Selima, by mię ruchy jego bydlęcia szarpały to w tę, to w ową stronę. Jechać w ten sposób nigdy mi się dotychczas nie zdarzyło, i nie życzę sobie, aby mię podobna przyjemność kiedykolwiek jeszcze w życiu spotkała.
Była może godzina trzecia po północy, i gwiazdy
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/104
Ta strona została przepisana.