okowy; — będziesz spał w moim namiocie, ażebym był zupełnie pewny, że nie uciekniesz.
Wpakowano mię tedy w głąb namiotu, związano nogi rzemieniem, a szebah przytwierdzono do palika, wskutek czego nawet ruszyć się nie mogłem. Obok mnie kazał sobie usłać legowisko z miękkich koców Ibn Asl, a u wejścia postawiono naczynie z wodą na wypadek, gdyby mu się w nocy pić zachciało.
Woda, gdybym był w możności sięgnąć do niej, miała dla mnie wielkie znaczenie w ułatwieniu mi ucieczki, — niestety naczynie stało zadaleko.
Ibn Asl, układając się na swem posłaniu, rzekł groźnie:
— Przestrzegam cię przed jakiemkolwiek usiłowaniem wymknięcia się. Najmniejszy ruch z twej strony nie ujdzie mojej uwagi, a zresztą spowodowałby poruszenie lub nawet przewrócenie się namiotu. A i straż u ogniska ma surowy rozkaz ani na chwilę nie spuszczać oka z namiotu.
Poczciwiec mówił prawdę. Ale, gdybym tylko mógł dostać naczynie z wodą, inaczejby się ta sprawa przedstawiała!
Zasunął otwór w namiocie, ściągnąwszy płótna, i zapanowała cisza. Ja również leżałem spokojnie, rozważając w myśli najrozmaitsze plany ocalenia, z których niestety ani jeden nie był wykonalny. Ucieczka w obecnych moich warunkach była bezwarunkowo wykluczoną, więc należało znowu zdobyć się i tym razem na cierpliwość.
Usnąć jednak nie mogłem, bo po pierwsze — pozycya moja była wręcz nie do zniesie a powtóre — wytężona myśl nad wynalezieniem możliwego sposobu ocalenia spędzała mi sen z powiek. Umysł mój wszelako nie zdobył się na żaden plan, głowa poczęła mi ciężyć i od czasu od czasu zdrzemnęło mi się, ale za każdym razem na bardzo krótko. Gdy strażnicy budzili nad ranem śpiących, uczułem się więcej osłabionym, niż wczoraj wieczorem, po dniu niewypowiedzianej męczarni.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/108
Ta strona została przepisana.