Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/12

Ta strona została przepisana.

byśmy sześć dni, któreby najzupełniej wystarczyły do wyprzedzenia go i przygotowania mu na miejscu... niespodzianki. Chodziło tylko o to, skąd wziąć woły wierzchowe i juczne do pakunków.
Poczyniliśmy tedy poszukiwania przedewszystkiem w najbliższej okolicy, to jest koło maijeh Semkat,
Mieszkają tam w czterdziestu wsiach Borowie w liczbie około dziesięciu tysięcy dusz i posiadają bardzo dużo bydła. Są oni odłamem ludu Dinków, a ponieważ szliśmy na ratunek pokrewnym im Gokom, więc sądziliśmy, że chętnie udzielą nam pomocy.
Należało również liczyć się z czasem i nie utracić nawet jednego dnia, wobec czego układy z tymi ludźmi nie mogły trwać dłużej, jak do nadejścia naszych okrętów. Postanowiliśmy więc wysłać naprzód wielką łódź, na której znajdowało się ośmiu wioślarzy i jeden sternik, oraz potrzebne zapasy żywności. Łódź ta przy najpomyślniejszym wietrze płynęła z chyżością „Sokoła". Ja miałem przewodniczyć wyprawie, przyczem emir upoważnił mię, do załatwienia sprawy z czarnymi według własnego uznania. Na wioślarzy wybrano ośmiu najsilniejszych mężczyzn. Między nimi był Agadi, który miał służyć za tłómacza, gdyż żaden z nas nie władał dobrze językiem Dinków. Rozumie się samo przez się, że wszyscy byliśmy doskonale uzbrojeni. Kilku asakerów twierdziło, że nad maijeh Semkat jest mnóstwo hipopotamów, a na brzegach przebywają całe stada słoni. Spodziewałem się więc, że nie minie mię przyjemność znakomitego polowania.
Plan ten omówiliśmy wkrótce po naszym odjeździe ze zburzonej przez nas seriby i wyruszyliśmy w drogę. Brzegi rzeki były gęsto zalesione. Po wodzie pływały duże kępy trzciny, które jednak umieliśmy zręcznie omijać. Dla zaoszczędzenia sił ludziom, kazałem wiosłować im naprzemian po czterech. Sam usiadłem u steru. Na wszelki wypadek mieliśmy z sobą żagiel.
Wieczorem zatrzymaliśmy łódź i pokładliśmy się,