i napadną znienacka na śpiących asakerów, tak, że może i ręki do tego przyłożyć nie będziesz zmuszony.
Ucieszyło mię to. Bez słowa odpowiedzi pociągnąłem za sobą tłómacza na stronę w krzaki i z wielką ostrożnością przedostaliśmy — się za namiot. Zauważyliśmy tu, że dwaj wartownicy siedzieli tuż przed namiotem koło Ben Nila i Selima, czuwając lub drzemiąc chwilami, co na razie trudno było stwierdzić.
Wszedłszy ostrożnie do środka namiotu, podsunąłem się do samego otworu, uchyliłem płótna i wyjrzałem nazewnątrz: wartownicy istotnie drzemali, podczas gdy reszta asakerów leżała pogrążona w głębokim śnie.
Nie miałem już cierpliwości czekać dłużej. Pocichu, z kocią zwinnością, wysunąłem się nagle z namiotu i zadałem cios kolbą pistoleta jednemu z wartujących strażników, a następnie w oka mgnieniu tak samo poczęstowałem drugiego. Dziwnem się wydać może powodzenie moje w tylu ciężkich opresyach, — wyjaśniam więc, że miałem iście mistrzowską wprawę w obezwładnianiu ludzi zapomocą uderzenia w skroń.
Cios taki w najwraźliwszą część czaszki sprowadza nagłe wstrząśnienie i przekrwienie mózgu, a co za tem idzie — nieopisany zamęt w głowie. Owóż i tym razem sztuka moja nie zawiodła: obaj asakerzy powalili się na ziemię, jak kłody.
— Effendi! — szepnął Ben Nil, który wcale był nie spał, — czyś wolny?
— Jak Widzisz. Ale cicho bądź, bo zbudzisz śpiących.
Jednym ruchem rozciąłem mu więzy na nogach i wyciągnąłem kołek z szebah; mógł więc powstać, ale ręce miał niestety jeszcze w żelazie.
— Nasze karabiny są tu — szepnął mi, wskazując kupę tłomoków. — Podaj mi moją broń; potrafię z niej korzystać pomimo łańcucha.
— Nie teraz jeszcze. Wejdź do namiotu, bo Djangowie mogą cię wziąć za asakera i...
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/121
Ta strona została przepisana.