Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/122

Ta strona została przepisana.

— Djangowie? co to ma znaczyć? Jakże... Nie dałem mu dokończyć i wepchnąłem go do namiotu, bo właśnie po stronie Djangów wszczął się ruch ogólny. Byli już wszyscy powiadomieni, że naczelnik ich jest tutaj i że Ibn Asl chciał przedewszystkiem wyzyskać ich dla swoich celów, a następnie sprzedać, jako niewolników. Pocichu więc, jak złodzieje, skradali się ku namiotowi, gdzie leżały wielkie kupy rzemieni, łańcuchów i szebah, przeznaczonych do wiązania mieszkańców Wagundy, i brali, co mogło być potrzebne do obezwładnienia asakerów.
Poddałem Agadiemu myśl, aby na jednego białego rzuciło się odrazu trzech Djangów, — tych ostatnich bowiem było stu, a tamtych ledwie trzydziestu. Napaść miała być wykonaną równocześnie, aby odebrać wszystkim odrazu białym możność wzajemnego wspomagania się.
Naczelnik wytłómaczył to dokładnie swoim ludziom, którzy niebawem na dany znak spisali się tak dzielnie, że ani jeden askari nie uszedł, ani też nie zrobił użytku z broni.
Po załatwieniu się z tem wszystkiem kazałem rozpalić kilka ognisk. W świetle ich dopiero poznałem, jaką radością przejęci byli czarni i jaka wściekłość ogarnęła obezwładnionych asakerów, którzy oczywiście nie mogli zrozumieć, dlaczego my, trzej jeńcy, jesteśmy wolni, a czarni są względem nas tak dobrze usposobieni. Poczęli się odgrażać, obrzucając nas grubijańskimi wyrazami i przekleństwami; dla większego więc zabezpieczenia sobie swobody ruchów musieliśmy ich okuć w kajdany i pozakładać szebah na karki.
Już przedtem oczywiście kazałem zdjąć kajdany z rąk Ben Nila i uwolnić Selima. Obaj byli zachwyceni takim obrotem sprawy. Aby im jednak sprawić jeszcze większą przyjemność, posłałem ich po Ibn Asla. Wzięli ze sobą najcięższą szebah i takież kajdany i poszli, a niebawem przywlekli opryszka do obozu. Zakuty był w najcięższy łańcuch i miał na karku tę