w świecie otwory w śŚcianie, przez które wiatr mógł sobie gwizdać na nutę, jaka mu się podobała, i równocześnie igrać z dymem, dobywającym się z wnętrza przez owe otwory, gdyż komina w domu tym nie było. Nawet brama, prowadząca na dziedziniec, była zwykłym wylotem w murze, bez ruchomych drzwi.
Dziedziniec czynił wrażenie, jakby od lat niepamiętnych gromadzono tu odchody wszystkich dzikich i oswojonych zwierząt Kurdystanu.
Odpowiednio do tego otoczenia wyglądał również gospodarz, który stanął u wejścia, by nas powitać na sposób wschodni głębokimi ukłonami i przemową w nader kwiecistym stylu. A zwrócił się nie do Halefa Omara, lecz do mnie, gdyż, posiadając lepszego konia, odrazu uznany zostałem przez sprytnego oberżystę za rozkazodawcę.
— Witaj — rzekł, — o panie, w domu moim, który z rozkoszą otwiera przed tobą bram dwanaście! Allah niech rozsypie nad twoją głową tysiąc błogosławieństw, a drugi tysiąc niech ci podściele pod nogi, niby najwspanialszy dywan; albowiem nie zdarzyło mi się jeszcze w życiu przyjmować tak szlachetnego i dostojnego gościa, któremu cały ofiarowuję się do usług. Powiedz tylko, czego sobie dusza twoja pragnie, a uczynię wszystko natychmiast. Z powodu przybycia twego oblicze moje promienieje radością, jak słońce raju; postać moja wre gotowością służenia tobie; ręce drżą od żądzy wypełniania twoich rozkazów; nogi moje, jak skrzydła sokole, będą spełniały w okamgnieniu wszystkie posyłki; a dusza, mieszkająca w mem ciele, musi...
— Daj jej spokój... niech sobie tam siedzi dalej! — przerwałem mu. — Nie lubię gadaniny... Masz porządne mieszkanie dla nas obu?
— Az kolame ta... jestem twoim sługą. Będziecie mieszkali u mnie tak wygodnie, jak mieszkają oblubienice proroka w raju.
—A wikt?
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/131
Ta strona została przepisana.