Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/138

Ta strona została przepisana.

stajni. Czy nie masz lepszego pomieszczenia dla naszych koni?
— Lepszego? Może ci się zachciało siódmego nieba Mahometa dla umieszczenia swych zwierząt, ale go na ziemi nie znajdziesz. Stajnia moja jest wcale porządnem pomieszczeniem, i mogę cię zapewnić, że stokroć tu przyzwoiciej, niźli w drugiej, gdzie trzymam własny dobytek. To wspaniałe pomieszczenie przeznaczone jest wyłącznie dla koni bardzo zamożnych podróżnych, a więc będzie najodpowiedniejsze i dla waszych rumaków.
— Naprawdę nie wiem, jak postąpić... Sidi, może ty co poradzisz?...
— Chyba nie pozostaje nam nic innego, jak tylko kazać tę stajnię gruntownie oczyścić — odrzekłem. — A tymczasem popatrzmy, czy znajdzie się dla nas jaki kąt w zajeździe. Czy masz osobny pokoik? — dodałem, zwracając się do gospodarza.
— Nie. Wobec Allaha wszyscy ludzie są sobie równi, a więc zamożnym i dostojnym wcale to nie ubliża, gdy przebywają z biedakami i upośledzonymi pod jednym dachem.
— Chcesz przez to powiedzieć, że musimy zamieszkać w tej izbie, gdzie siedzi ów pijak, o którym wspominałeś?
— Tak.
— No, zobaczymy.
Uwiązaliśmy konie w dziedzińcu i poszliśmy za gospodarzem do izby. Była to nizka, ale dość obszerna ubikacya, zajmująca całą szerokość domu. Ściany miała wylepione gliną. Pod jedną z nich na wbitych w ziemię palach przymocowane były zwykłe, proste deski — i to się nazywało stołem. Tak samo urządzone były ławki przy owym stole. Przy tylnej ścianie stało kilka opartych o nią szerokich płotów z wikliny. Płoty takie w Kurdystanie używane bywają, jako ruchome ściany, służące do przedzielania wnętrza domu na mniejsze lub większe ubikacye.